Po Czechach przyszła kolej na Wyspy. Pierwsi polscy górnicy zaczęli pracę w Anglii. Za godzinę dostają 14,6 funta - stawkę, o jakiej u nas mogliby tylko pomarzyć.
Nieoczekiwanie szansa na pracę w górnictwie pojawiła się w Anglii, gdzie po reformach Margaret Thatcher zostało się jedynie 14 kopalń. Przez lata w Wielkiej Brytanii nie kształcono nowych kadr. Gdy okazało się, że od kilku miesięcy utrzymuje się tam niespotykana koniunktura na węgiel, tamtejszy największy koncern górniczy UK Coal stanął przed problemem skąd wziąć pracowników z doświadczeniem na dole - czytamy w "GW".
31 maja 26 naszych górników zaczęło dziesięciotygodniowy kontrakt w kopalni Daw-Mill niedaleko Coventry. Polacy przygotowują chodnik do montażu stalowych obudów. Za godzinę dostają 14,6 funta (prawie 82 zł) - to stawka w polskiej kopalni nieosiągalna.
To drugi kontrakt polskich górników. Wcześniej pracowali w kopalni Thoresby w środkowej Anglii, gdzie odnawiali zrujnowany chodnik. Wymagania dla kandydatów były proste: podstawowa znajomość języka angielskiego i uprawnienia górnicze, których zdobycie wymaga wieloletniej praktyki na dole - podaje dziennik.
Pierwsze wyjazdy górników do Anglii niepokoją naszych związkowców. Boją się, że to zapowiedź prawdziwego exodusu.
- Płace w polskich kopalniach stoją w miejscu, bo trudno nazwać podwyżką tegoroczny wzrost wynagrodzeń o 1,4 proc. Już teraz na dole brakuje ludzi, a jeżeli zaczną masowo wyjeżdżać do Anglii czy innych krajów, to będzie prawdziwy dramat - mówi "Gazecie Wyborczej" Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce, i dodaje: - Już teraz w kopalniach brakuje młodych zdolnych inżynierów. Odchodzą, gdy okazuje się, że wysokie zarobki w górnictwie to mit.