Mimo systematycznego kurczenia się zasobów węgla kamiennego, znajdujących się w zasięgu czynnych, złoża tego surowca pozostają największym bogactwem energetycznym Polski - mówią naukowcy, wskazując również na możliwości zgazowania węgla na potrzeby chemii czy energetyki.
Polskie zasoby węgla liczone są w dziesiątkach miliardów ton, choć może to być mylące, bo większość z nich nie jest dotąd ani dokładnie zbadana, ani dostępna do łatwego wydobycia. Z analiz GIG wynika, że zasoby węgla kamiennego dostępne w czynnych kopalniach zmniejszą się do 2020 r. prawie o jedną trzecią. Aby utrzymać bazę wydobywczą, potrzeba inwestycji w nowe poziomy i pola wydobywcze oraz rozpoznania i udostępnienia nowych złóż.
Szacuje się, że w zasięgu czynnych kopalń jest 15,9 mld ton węgla, ale tylko ok. 6 mld ton to zasoby przemysłowe, czyli potencjalnie możliwe do opłacalnego technicznie i ekonomicznie wydobycia. Z tego 3,7 mld ton to zasoby operatywne, czyli takie, które rzeczywiście można wydobyć. Przy wydobyciu rzędu 100 mln ton rocznie starczyłoby to średnio na niespełna 40 lat.
Właśnie zasoby operatywne kurczą się najszybciej. Naukowcy oceniają, że w 2020 r. będzie ich ok. 2,5 mld ton, czyli prawie o jedną trzecią mniej niż dziś. Malejące zasoby oznaczają stopniowy spadek wydobycia, który, przy braku inwestycji, zacznie się w latach 2015-2016. Do 2015 trzy kopalnie wyczerpią zasoby operatywne, a w następnym 15-leciu zasoby ulegną wyczerpaniu w 10 kopalniach.
Geologowie oceniają, że ok. 25-26 mld ton węgla położonych jest w obszarach niezagospodarowanych przez kopalnie. Ile z tej wielkości nadaje się do wydobycia, dokładnie nie wiadomo. Prof. Dubiński szacuje, że może to być co najmniej 5 mld ton. Ich udostępnienie, poprzez budowę nowych kopalń, zwiększyłoby żywotność górnictwa o 40-50, a nawet 60 lat. Złoża te wymagają jednak dokładnego rozpoznania geologicznego.
Zagrożeniem dla przyszłości polskiego węgla jest więc nie jego potencjalny brak, a zasady wykorzystania. Chodzi o takie używanie tego surowca, które nie będzie powodować emisji szkodzącego klimatowi dwutlenku węgla. Specjaliści, m.in. z Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu wskazują, że pomocne w tym może być zgazowanie węgla - początkowo na potrzeby przemysłu chemicznego, docelowo także energetyki. Byłaby to także alternatywa dla gazu ze Wschodu.
W minionym roku projekty oparte o wykorzystanie gazu pochodzącego z węgla ogłosiły wiodące firmy chemiczne - Zakłady Azotowe w Puławach i Kędzierzynie. Obie firmy mają już wstępne analizy, potwierdzające zasadność budowy instalacji zgazowania; teraz czekają na szczegółowe studia wykonalności. Jeżeli opracowania pokażą opłacalność inwestycji i rozpocznie się ich realizacja, za kilka lat na rynek mogą trafić pierwsze chemikalia, wytworzone z wykorzystaniem zgazowanego węgla.
Statystyki pokazują, że ewentualny gaz z węgla nie zachwieje gazowym rynkiem. Nawet gdyby postawić cztery instalacje zgazowania, dające łącznie ok. 2 mld m sześć, gazu, będzie to niewielka część krajowej konsumpcji tego surowca, przekraczającej 13 mld metrów sześć, rocznie. Tym bardziej, że zgazowanie rozpoczęłoby się dopiero za kilka lat, a prognozy wskazują, że już ok. 2020 polskie zużycie gazu będzie podwojone.
Według ekspertów z IPChW, samo posiadanie instalacji zgazowania węgla oznacza zmianę pozycji w negocjacjach cenowych z dostawcą gazu. Byłby to sygnał niezależności i krok w kierunku umocnienia bezpieczeństwa energetycznego, bo węgiel to jedyny zasób paliwa pierwotnego, jaki Polska ma w dużych ilościach.