Nowa Huta nierozerwalnie wiąże się z kombinatem metalurgicznym – w końcu została zbudowana od zera jako jego sypialnia. Wówczas jedno bez drugiego nie mogło istnieć. Dziś znaczenie zakładu w życiu dzielnicy jest znacznie mniejsze. Huta kurczy się od trzech dekad i miasto krok po kroku uczy się bez niej żyć.
Strach przed środowiskowym wpływem huty wciąż jest jednak spory, zwłaszcza że dawne procesy przemysłowe faktycznie nie bardzo liczyły się ze zdrowiem ludzi.
– Mąż pracował w odlewni przez 30 lat. Lekarz kazał mu zmienić wydział, ale nie chciał. Zmarł w wieku 52 lat. To niby z jakiego innego powodu? Przez hutę – pani Zofia, emerytowana nauczycielka, wspomina zdarzenia sprzed trzech dekad.
Pani Beata, która w Nowej Hucie mieszka od kilkunastu lat, także kojarzy zakład głównie ze smrodem i pyłem. Przyznaje jednak, że kiedy wyłączono ostatni wielki piec, ten problem nie zniknął, więc może to jednak nie huta jest jego przyczyną?
Teraz kombinat to w sumie ogromny teren zielony. Zmiany technologii i powolne ograniczanie produkcji spowodowały, że dziś duża część ogromnego terenu huty pozostaje niewykorzystana i przyroda coraz mocniej odbiera swoje.
– Pracuję w zajezdni przy hucie. Często widuję tam zające czy lisy – mówi pani Beata.
Trzeba przyznać, że wcześniej huta sporo okolicy zabrała – kombinat i nowe miasto postawiono na terenach kilku wiosek. Ich mieszkańcy dostali - w ramach odszkodowań - ułamek wartości swej ziemi. Mieli także mieszkania w nowych blokach i pracę przy budowie huty.
Osiedle w wielkiej dzielnicy
Stawianie miasta zaczęto w 1949 roku. Huta ruszyła oficjalnie w roku 1954. W swoim szczytowym okresie zakład zatrudniał 40 tysięcy ludzi. W zbudowanej dla niej dzielnicy były mieszkania dla 100 tys. ludzi - była całkiem inna niż osiedla budowane w XIX i na początku XX wieku na Śląsku, gdzie często familoki sąsiadowały z kopalniami czy hutami.
Osiedle, a w zasadzie miasto wzniesione wówczas dla huty, jest dziś tylko częścią dzielnicy Nowa Huta.
– W ostatnich latach powstało wiele nowych osiedli, w których mieszka po kilka tysięcy ludzi. Ich mieszkańcy w większości nigdy nie mieli z hutą ani nawet z Nową Hutą nic wspólnego. Nawet się na dobrą sprawę nie identyfikują z tą dzielnicą - uważają się za mieszkańców Krakowa – mówi Jan Franczyk, redaktor naczelny Tygodnika Nowohuckiego Głos.
W dzielnicy Nowa Huta, obejmującej już znacznie większy obszar niż samo zbudowane dla huty bloki, mieszka teraz trzy razy więcej ludzi niż zakładano podczas budowy osiedla. Jan Franczyk ocenia, że Nowa Huta to dziś dom co trzeciego mieszkańca Krakowa. Co ciekawe: według policyjnych statystyk jest dziś znacznie bezpieczniejsza niż śródmieście Wawelskiego Grodu.
Obecna „stara” Nowa Huta została wzniesiona w nawiązaniu do idei modernistycznych miast-ogrodów, a z drugiej strony - do zabytkowego stylu starego Krakowa; stąd ozdobne elementy, takie jak wystające gzymsy, attyki, podcienia, które dziś nieco zmiękczają socrealistyczną wielkość budowli.
Budynki osiągające wysokość do 8 kondygnacji mają często wysokie, ciągnące się przez dwie kondygnacje lokale użytkowe na parterze czy wysokie bramy wjazdowe na podwórza. Zaprojektowano szerokie ulice, duże obszary zielone między budynkami.
Całość rozgraniczono na kilka mniejszych osiedli ze szkołami, przedszkolami i innymi budynkami użyteczności publicznej, a także oddzielono od kombinatu kilometrowym pasem terenów zielonych.
Oparte na planie pięcioboku miasto dzieli pięć szerokich, prostych arterii, wychodzących z Placu Centralnego. Jedna prowadzi do głównej bramy kombinatu i pałacowych budynków dawnej dyrekcji...
Wielki napis Huta Sendzimira to już w zasadzie jedyna pozostałość po poprzedniej działalności. W roku 2014 obydwa budynki, a w zasadzie pałace kierownictwa zakładu, przejęło Nowe Centrum Administracyjne.
W jednym z dyrekcyjnych budynków mieści się dziś m.in. komenda policji, a sporo biur czeka jeszcze na nowych najemców. Drugi, w którym znajduje się m.in. sala teatralna, przeznaczono na działalność kulturalną. Organizowane są tam warsztaty, spektakle i koncerty. Część z nich na wewnętrznym dziedzińcu budynku, który ma w przyszłości przykryć przeszklony dach. Ślady dawnych biur pozostały nie tylko w monumentalnej, socrealistycznej architekturze – niektóre zachowano do zwiedzania.
Wszystko jest na miejscu
W samej Nowej Hucie, choć w zasadzie teraz mówi się "w Starej Nowej Hucie", czyli na pierwotnym osiedlu do dziś bardzo dobrze się mieszka, szczególnie rodzinom z dziećmi.
Pani Anna przeprowadziła się do Huty kilkanaście lat temu ze śródmieścia Krakowa.
– Obawiałam się trochę, bo zawsze straszyli mnie tą Hutą - mówi.
Niebezpodstawnie zresztą. Sztuczny twór, sklecony w ciągu kilku lat z ludzi ściąganych z całej Polski nie był tylko modelowym osiedlem robotniczym, ale i modelowym przykładem przyciągania do tak szybko rosnących ośrodków także ludzi o podejrzanej przeszłości czy niszczenia psychiki ludzi przez kierat pracy, zmieniającej ich w bezosobowe i niewiele znaczące trybiki wielkiej maszyny. Ludzi - najczęściej młodych - często raptem wyrwanych z kompletnie odmiennego, zwykle wiejskiego środowiska - z innymi warunkami życia, obyczajami czy systemem wartości. Ludzi, którym bardzo trudno było się odnaleźć w nowym, zideologizowanym i pełnym patosu, ale i pustych haseł stalinowskim świecie.
Taką to rzeczywistość - przesączona przez artystyczną wizję - ukazywał dramatyczny w wymowie "Poemat dla dorosłych" Adama Ważyka z 1955 roku. To był szok, przełom w społeczeństwie karmionym dotychczas fałszywym obrazem harmonijnej budowy nowego, komunistycznego ładu. I jedna z cegiełek prowadzących do odwilży 1956 roku. To już jednak historia...
Pani Anna uważa, że z perspektywy lat przeprowadzka to był znakomity krok.
- Szkoły, przedszkola, żłobki, urzędy – wszystko jest tu, na miejscu i blisko. Mam dokąd wyjść z dziećmi – między domami jest dużo zieleni, tuż obok zalew, a z drugiej strony dzielnicy rozległe Łąki Nowohuckie – wylicza.
Spotykam ją na najważniejszej z nowohuckich ulic, Alei Róż, zaczynającej się odcinkiem szerokiego deptaka, na którym stał kiedyś pomnik Lenina, patrona huty. Dziś po pomniku nie ma śladu.
Otoczony drzewami plac z klombem pośrodku jest idealnym miejscem na rowerowe przejażdżki maluchów, choć trzeba przyznać, że - z punktu widzenia dzisiejszego podejścia do wspólnych przestrzeni miejskich - jest zmarnowanym polem kamienia: pustym i nieprzyjaznym.
Kilkuletni syn pani Agnieszki ma jednak na ten temat inne zdanie, rozpędzając rowerek na kamiennych płytach placu. Ona sama chyba też, bo może spokojnie obserwować malucha, bezpiecznie szalejącego na rowerku.
Kiedy pytam o nastroje po decyzji o trwałym wygaszeniu pieca, jest już mniej spokojnie.
– Mój mąż jest pracownikiem firmy, która świadczy usługi dla huty. Jeżeli nie będzie stamtąd zamówień, nie będzie pracy. Na razie nie ma żadnych informacji o tym, że coś takiego ma nastąpić, ale ludzie się boją. Nikt nie wie, co będzie – mówi pani Agnieszka.
Właściciel nie zamierza zamykać drzwi
ArcelorMittal Poland stara się uspokajać nastroje, podkreślając, że likwidacji podlega tylko część surowcowa, a dla jak największej części zatrudnionych tam ludzi koncern stara się znaleźć nowe miejsca pracy.
– Chcemy stworzyć nową konfigurację dla krakowskiego oddziału, która zapewni mu rentowność i zrównoważony rozwój w długiej perspektywie. W ciągu ostatnich kilku lat zainwestowaliśmy w część przetwórczą w Krakowie aż 500 mln zł, a krakowska walcownia gorąca nadal pozostaje jedną z najnowocześniejszych tego typu instalacji w Europie. Stanowczo podkreślam, że chcemy nadal być obecni w Krakowie i Polsce, nadal dostarczać stal naszym klientom i być pracodawcą z wyboru dla tysięcy osób – mówi Sylwia Winiarek-Erdoğan, dyrektor biura Komunikacji i Dialogu Lokalnego ArcelorMittal Poland.
Kiedy budowano Nową Hutę, mieszkania i praca były magnesem przyciągającym do nowego miejsca.
– Każdy chciał tu przyjechać i pracować, bo dostawał mieszkanie – wspomina pani Halina.
Zjechała do Nowej Huty na początku budowy, zanim jeszcze w 1953 roku wybudowano tu pierwszą linię tramwajową.
– Do huty chodziło się wtedy piechotą – mówi.
Daleko nie było. Z Placu Centralnego (dziś imienia Ronalda Reagana) pod budynek dyrekcji i główną bramę huty są 2 km – pół godziny spacerkiem, częściowo przez kilkusetmetrowy park, oddzielający kombinat od dzielnicy.
Huta, czyli dobrodziej
Władze Krakowa podkreślają, że kombinat hutniczy był i jest wielką szansą, ale i zagrożeniem dla miasta i jego mieszkańców. Ogromny zakład daje stabilne miejsca pracy, wsparcie finansowe i społeczne dla miasta i dzielnic.
– Krakowska huta stali wspierała przez lata wiele różnych działalności – od darowizn na cele kulturalne i udziału finansowego w miejskich inwestycjach, przez współpracę z uczelniami, po budowę osiedla mieszkaniowego – mówi Grażyna Rokita z Wydziału Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta Krakowa.
Starzy mieszkańcy wciąż o tym pamiętają. Pan Stanisław wspomina przede wszystkim klub sportowy Hutnik, który pod skrzydłami kombinatu rozwijał działalność wielu różnych sekcji. Kiedy skrzydła zaczęły się zwijać, to samo stało się z klubem.
Dziś wśród kilkunastu sponsorów nie ma logo ArcelorMittal Poland. Można jednak powiedzieć, że huta całkiem z życia klubu nie zniknęła – wśród sponsorów są firmy działające na terenie byłej Huty im. Lenina. To obraz zachodzących w dzielnicy zmian.
Hutnik faktycznie upadł po wycofaniu się huty z finansowania klubu.
– Kiedyś miał wiele silnych sekcji, trenowali w nim także olimpijczycy. Mocne były sekcja siatkówki czy boksu. Staraniem grupy pasjonatów udało się reaktywować sekcję piłki nożnej i uratować stadion, ale klub nie dysponuje już takimi możliwościami, jak kiedyś – mówi Jan Franczyk.
Losu sportu nie podzieliły ośrodki kultury, stopniowo przejmowane przez miasto. Dziś nawet ich nieco przybyło. Według Jana Franczyka to zasługa tego, że kombinat znikał z życia dzielnicy powoli, kiedy jego działalność kurczyła się na przestrzeni kilkunastu lat.
Najgorsze były lata 80. i 90. ubiegłego wieku, kiedy trudno było powiedzieć, jaka będzie przyszłość huty, a poszukiwania nowego inwestora przedłużały się. Gdyby wówczas huta nagle zniknęła - została zamknięta - byłby to dla dzielnicy ogromny cios.
Stopniowe kurczenie się kombinatu i jego wpływu na życie dzielnicy, spowodowały jednak, że dziś kwestia wygaszenia ostatniego pieca nie wzbudza w Nowej Hucie dużego lęku. Zwłaszcza, że huta nie zniknęła całkowicie, tylko znowu trochę ograniczyła działalność.
Czytaj także:
ArcelorMittal Poland zawarł porozumienie ze związkami zawodowymi
Z okien magistratu
– Przez lata kombinat był podstawą funkcjonowania gospodarczego i społecznego tej części Krakowa. Ale wszystko się zmienia. Najpierw koszty działania i niekonkurencyjność starego zakładu spowodowały spadek produkcji, potem prywatyzacja zmieniła stosunki własnościowe... Nowy właściciel wprowadził swoje zasady, ale i sporo zainwestował - i w nowe technologie, i w ekologię. W części odbywało się to z pomocą Skarbu Państwa – wyjaśnia Bogusław Kośmider.
Dodaje przy tym, że kombinat jest jednak też zagrożeniem dla Krakowa i mieszkańców - ze względu na koncentrację miejsc pracy i wynikające z niej gospodarcze skutki wygaszania części produkcji.
– Obecnie rola ekonomiczna, ale i społeczna kombinatu nadal jest spora. Dla mieszkańców oznacza to tysiące miejsc pracy, stabilne zatrudnienie, a także i stabilne świadczenia socjalne, współpracę ze szkołami, lokalnymi władzami – mówi Bogusław Kośmider.
Dla ekonomii miasta oznacza to spore podatki od nieruchomości (w sumie około 50 mln zł), ale i CIT z zysków zakładów (obecnie praktycznie zerowe) oraz część PIT od wynagrodzeń pracowników - nie tylko spółek ArcelorMittal, ale i spółek czy podmiotów kooperujących.
– Potencjalne zmiany wynikające z trwałego wygaszenia wielkiego pieca będą miały wpływ na budżet miasta, ale jeszcze większy wpływ będą na życie społeczne mieszkańców w tej części Krakowa. W nadchodzących trudnych czasach będzie to kolejny negatywny sygnał społeczny i gospodarczy – uważa Bogusław Kośmider.
Tego "potencjalnego wpływu" obawia się wiele osób. Niektórzy ze względów historycznych, bo jak może być Nowa Huty bez huty?
– Bez niej byłoby pusto – mówi pan Bogdan, spacerujący z psem po ulicy, z której można by zobaczyć kominy i wielkie piece huty, gdyby nie zasłaniające widok drzewa parku, oddzielającego dzielnicę od kombinatu.
Jego matka pracowała w hucie, on sam jednak wśród swoich znajomych nie przypomina sobie nikogo, kto byłby z tym zakładem zawodowo związany. Przyznaje jednak, że zna tu coraz mniej osób.
– Oryginalnych mieszkańców pozostała garstka. Kiedyś się znało całe osiedle. Teraz przeważają napływowi.. – wyjaśnia pan Bogdan.
Mimo wszystko w hucie i współpracujących z nią firmach, jak już wspominaliśmy, pracuje jeszcze kilka tysięcy osób. Oni i ich rodziny całkiem inaczej patrzą na niknącą hutę. Oczywiście już dziś nie ma bezpośredniego połączenia mieszkania w Hucie i pracy w hucie. Nowa Huta zmieniła się z zakładowej sypialni w energiczną dzielnicę miasta.
– Kiedy się przeprowadzałam 15 lat temu, oferta gastronomiczna czy rozrywkowa były ubogie. Teraz znacznie się rozrosły. Chcąc w przyjemnej atmosferze wypić kawę, nie muszę już jechać do centrum Krakowa miasta – mówi pani Anna.
Pakiet nowych pomysłów
Nowa Huta zmienia się równie szybko, jak hutnicze technologie i zapotrzebowanie na ludzi czy tereny do produkcji. Dwa lata temu ArcelorMittal Poland postanowił oddać Skarbowi Państwa jedną czwartą obszaru huty.
– W obrębie naszego ogrodzenia i wokół niego mamy tereny, których już nie potrzebujemy do prowadzenia naszej działalności, takie jak choćby obszary po stalowni martenowskiej czy walcowni zgniatacz – wyjaśniał podczas spotkania z dziennikarzami Manfred Van Vlierberghe, ówczesny dyrektor generalny AMP.
Nowohucki kombinat zaczynał od technologii martenowskiej. Stalownia i walcownia zgniatacz powstały w 1955 roku. Zakończyły pracę na początku lat 90.
Jako się rzekło, Huta pozostaje wciąż ważnym, ale niekluczowym elementem miejskiej ekonomii. Zanim uderzyła w nas pandemia w mieście działało ponad 145 tys. firm, z czego 7 proc. w przemyśle. Stopa bezrobocia? 2 proc.!
Dawne uzależnienie od wielkiego przemysłu wciąż każe dzielnicy szukać nowej drogi rozwoju. Władze miasta przygotowują się do tego, ale Bogusław Kośmider podkreśla, że to ogromne przedsięwzięcie, w które musi się zaangażować także Skarb Państwa.
– Razem musimy to zmienić i będzie potrzeba nowych pomysłów, nowej energii i nowych pieniędzy. To znów będzie zagrożenie, ale i szansa dla Krakowa – mówi Bogusław Kośmider.
Jednym ze sposobów na szukanie tej szansy jest projekt "Kraków – Nowa Huta Przyszłości", który powstaje na obszarze dawnej strefy ochronnej kombinatu oraz niektórych jego nieczynnych od lat oddziałów.
Czytaj także:
Kraków: Umowa na pierwszą część Strefy Aktywności Gospodarczej w Nowej Hucie
Składają się na to cztery komponenty: Centrum Logistyczno-Przemysłowe "Ruszcza", Park Naukowo-Technologiczny "Branice", Centrum Wielkoskalowych Plenerowych Wydarzeń Kulturalnych "Błonia 2.0" oraz Centrum Rekreacji i Wypoczynku "Przylasek Rusiecki".
– Tylko do końca przyszłego roku planowane jest otwarcie Strefy Aktywności Gospodarczej (na obszarze Parku Naukowo-Technologicznego "Branice"), w której znajdzie się ponad 40 w pełni uzbrojonych pod inwestycje działek. Dziś to w zdecydowanej większości opuszczone tereny poprzemysłowe – wyjaśnia Grażyna Rokita.
Deklaruje przy tym, że choć wygaszenie wielkiego pieca to poważny problem dla funkcjonowania zakładu, który będzie działał w ograniczonej formie, to pozostanie symbolem i siłą napędową Nowej Huty.