Energetyka: jest rynek czy go nie ma

 •  30 września 2009

O tym jak stworzyć transparentny rynek energii w Polsce, o znaczeniu klientów końcowych na tyn rynku, a także o faktycznej i pożądanej roli regulatora dyskutowali uczestnicy Kongresu uczestników rynku energii „Energia Rynku”, który odbył się w warszawskim hotelu InterContinental.

W pierwszej części kongresu zaproszeni goście starali się odpowiedzieć na pytanie jaka powinna być rola giełdy energii, a dyskusja koncentrowała się przede wszystkim wokół planów wprowadzenia obligatoryjnej sprzedaży części wyprodukowanej energii za pośrednictwem Towarowej Giełdy Energii. (Zobacz galerię zdjęć z panelu "Rynek energii – regulacje, tendencje, liberalizacja")

- Krytycznie oceniamy przymus handlu na giełdzie. Obrót na tym rynku powinien się odbywać z woli i przekonania uczestników rynku, a nie z obowiązku - ocenił Torbjoern Wahlborg, dyrektor generalny firmy Vattenfall w Polsce, głównego partnera wydarzenia.

Podobną opinię zaprezentowała Marie Thuestad, dyrektor sprzedaży skandynawskiej giełdy energii Nord Pool Spot, stawianej jako wzór tego typu platformy w Europie, jako że za jej pośrednictwem sprzedawane jest ok. 70 proc. energii elektrycznej wyprodukowanej w Norwegii, Szwecji, Finlandii i Danii.

- Nie należę do zwolenników obligatoryjnej sprzedaży na giełdzie, w ten sposób nie zbuduje się zaufania uczestników rynku do tej instytucji, a takie zaufanie jest kluczowe, żeby giełda mogła odgrywać znaczącą rolę na rynku energii - powiedziała.

Marek Krzysteczko, dyrektor handlowy w Vattenfall Trading Services przypomniał, że za pośrednictwem giełdy sprzedawane jest w Polsce ok. 2 proc. energii, podczas gdy na platformach brokerskich w tym roku może zostać sprzedane nawet 40 TWh energii, czyli 15-20 proc. całego rynku.

- Na chwilę obecną giełda powinna być komplementarna dla platform brokerskich i nie starać się przejąć tych transakcji, a raczej te zawierane dziś na zasadach bilateralnych - ocenił.

Jego zdaniem lepszym rozwiązaniem niż wprowadzenie obliga giełdowego jest zainicjowanie dyskusji z udziałem uczestników rynku, nie tylko tych największych i wspólne wypracowanie takich rozwiązań i produktów, które przyciągną wolumen obrotu na parkiet.

Także Tomasz Lender z departamentu obrotu energią w firmie Tauron, dziwił się promocji obliga giełdowego, skoro żaden z uczestników rynku go nie popiera, a doprowadzi to do zwiększenia kosztów na rynku hurtowym, co ma znaczenie dla odbiorców.

- Też jestem za tym, żeby płynność giełdy budować poprzez zaufanie uczestników rynku - odpowiadał Grzegorz Onichimowski, prezes Towarowej Giełdy Energii.
Jego zdaniem gdyby w firmach energetycznych rządzili traderzy, obrót na giełdzie byłby porównywalny do innych giełd europejskich.

Szef giełdy przyznawał, że propozycje obowiązkowego handlu na giełdzie wydają się „dość rozpaczliwe”, ale w naszych warunkach nie widać dla nich alternatywy, a różne metody pobudzania płynności na giełdzie leżą jednak w interesie klienta.

- Pamiętajmy także, że obligo giełdowe to jedynie część proponowanych zmian prawa energetycznego. Istotniejszy jest pakiet zmian mający na celu dopuszczenie do giełdy odbiorców końcowych i w większym stopniu domów maklerskich, bo to też szansa na stworzenie odpowiednich relacji między giełdą i uczestnikami rynku - podkreślił Grzegorz Onichimowski.

- Przy transparentnym i płynnym rynku energii giełda to nieocenione źródło informacji, także o cenach produktów pochodnych, takich jak CO2, niezbędne do podejmowania decyzji biznesowych - ocenia z kolei Przemysław Chryc, dyrektor w spółce GDF Suez Energia Polska.

Według niego dzięki giełdzie istnieje możliwość tworzenia odrębnych produktów indeksowanych, zupełnie innych niż zwykła sprzedaż energii, przez co klient zyskuje pośredni wpływ na cenę kupowanej energii.

- Na razie nie możemy się opierać na polskiej giełdzie, tworząc takie produkty, ale zrobimy to, kiedy będzie już odpowiednia płynność rynku - zapewnił.

Zasada TPA się opłaca

Drugi panel kongresu „Energia Rynku” poświęcony został roli klienta na rynku energii. Wypowiedzi przedstawicieli klientów końcowych nie pozostawiły wątpliwości, że choć odbiorcy energii chętnie i z sukcesem korzystają z zasady TPA, kupując energię na rynku, wciąż jeszcze pozostało bardzo wiele do zrobienia, zanim polski rynek będzie mógł uzyskać miano konkurencyjnego.

- Na pewno opłaciło nam się korzystanie z zasady TPA, ale choć często słyszymy, że odbiorca jest najważniejszy, rynek hurtowy jest wciąż dla nas zamknięty - podkreślił Andrzej Zielaskowski, dyrektor handlowy w Centrum Energetyki spółki PCC Rokita.

Wtórował mu Daniel Borsucki, dyrektor zespołu zarządzania energią w Katowickim Holdingu Węglowym.

- Rynek obrotu musi być konkurencyjny, inaczej skąd mamy mieć pewność, że oferowana nam energia jest faktycznie po cenie rynkowej - mówił.

Opowiedział przy tym, jak najniższą cenę w przetargu na energię dla KHW zaoferowała spółka, nie posiadająca ani jednej elektrowni na polskim rynku.
- Nic dziwnego, bo krajowe firmy muszą przenosić w cenach dla odbiorców firmowych balast w postaci taryfowania odbiorców indywidualnych - odpowiadał Grzegorz Szopa, kierownik działu klientów korporacyjnych w firmie Vattenfall Sales.

Bronisław Pytel, główny energetyk z firmie General Motors Manufacturing Poland, czyli w gliwickiej fabryce Opla, narzekał, że dostawcy energii często traktują giełdę jak listek figowy.

- Kiedy w zeszłym roku ceny energii spadły, a na giełdzie wciąż były wysokie, mówiono nam, że cena giełdowa ma charakter referencyjny. Kiedy dziś jest odwrotna sytuacja, słyszymy, żeby nie zwracać uwagę na ceny giełdowe, bo brakuje jej płynności i przechodzi przez nią jedynie 2 proc. energii - mówił.
Przyznał jednak, że w ciągu ostatnich kilku lat firma oszczędzała średnio 8-11 proc. na kosztach energii z tytułu zakupu na rynku, a nie według taryfy.

Zbyt dużo regulacji?

Część uczestników rynku ubolewała również nad tym, że wciąż obowiązuje taryfowanie cen energii dla odbiorców indywidualnych.

- Dopóki będą istniały taryfy dla odbiorców z grupy G, dopóty będzie istniał problem, który tylko częściowo rozwiąże wprowadzenie obliga giełdowego - przekonywał Witold Pawłowski, członek zarządu i dyrektor generalny CEZ Trade Polska.

- Kupując energię odbiorca nigdy nie ma pewności, czy nie będzie musiał „zapłacić” za zawarcie kontraktu przed ogłoszeniem taryf na kolejny rok. W tym sensie 40 proc. rynku z grupy G decyduje o wyglądzie 100 proc. rynku, tylko dlatego, że te 40 proc. to wyborcy - dodał.

Krzysztof Zamasz, wiceprezes grupy Tauron, ocenił nawet, że dopóki istnieją taryfy dla grupy G, Urząd Regulacji Energetyki ma bezpośredni wpływ na wyniki finansowe firm energetycznych.

- W 2008 roku z tytułu taryf „nie zarobiliśmy” ok. 300 mln zł, do tego 200 mln zł straciliśmy na różnicach bilansowych - wymieniał.

Jego zdaniem „strażnik” na rynku energii jest potrzebny, dyskusyjne jest natomiast jak daleko powinny sięgać jego kompetencje.

W odpowiedzi prezes URE Mariusz Swora stwierdził, że wpływ na działalność i wyniki firm ma nie tylko regulator, ale także wiele innych czynników, choćby właściciel, którym w przypadku polskich grup energetycznych jest skarb państwa.
- Dla mnie optymalny model to konsensus wypracowany w dialogu - powiedział.

Na twierdzenia przedstawicieli firm energetycznych, że mamy właśnie idealny moment na zniesienie taryfowania gospodarstw domowych, prezes URE zapewnił, że bierze te argumenty pod uwagę, bo rzeczywiście mamy obecnie przewagę podaży nad popytem.

- Zdecydowałem się jednak przyznać pierwszeństwo argumentom, że potrzebujemy najpierw konkurencji na rynku i wzmocnienia regulatora - wyjaśnił.

Zobacz prezentacje panelistów: (kliknij tu)

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!