Uczestnicy Forum ZPP o roli państwa w gospodarce: regulacja "tak", reglamentacja "nie"!
Jak prywatyzować państwowe przedsiębiorstwa? Ten temat zdominował sesję główną pn. „Polityka i gospodarka” podczas Forum Zmieniamy Polski Przemysł w warszawskim hotelu Sheraton. Mimo że wśród uczestników przygotowanego przez redakcję „Nowego Przemysłu” panelu znajdowali się przedstawiciele różnych stron sceny politycznej i życia gospodarczego, nikt nie miał zasadniczej wątpliwości, że rezygnacja przez państwo z roli właściciela przedsiębiorstw ma sens. Ale, jak to się mówi, diabeł tkwi w szczegółach.
Diagnoza przedstawiona przez Andrzeja Malinowskiego, prezydenta Pracodawców RP jest gorzka: od 20 lat prywatyzację w Polsce traktuje się tylko jako źródło przychodów budżetu państwa. Pieniądze za sprzedane firmy nie stymulują życia gospodarczego. Jego zdaniem prywatyzacji nie należy jednak traktować dogmatycznie, tym bardziej że 99 proc. potencjału współczesnej polskiej gospodarki tworzą małe i średnie firmy, które prywatne są od dawna. Ważniejsze, by prywatyzując myśleć o strategii konkurencyjnej. - Nie dopracowaliśmy się jej przez 22 lata transformacji - ocenił Andrzej Malinowski.
Jednak zdaniem uczestników debaty, politycy wolą liczyć złotówki wpadające do budżetu. Poseł PO Adam Szejnfeld przypomniał, że w 2010 r. przychody z prywatyzacji wyniosły 25 mld zł, a w 2011 roku zaplanowano je na 15 mld zł. Krzysztofowi Tchórzewskiemu, byłemu wiceministrowi gospodarki wypomniano, że podczas rządów PiS- sprywatyzowano tylko za 2,5 mld zł.
- Przygotowywaliśmy do prywatyzacji Katowicki Holding Węglowy - bronił się poseł opozycji. - Ale nasi następcy nie dokończyli tego procesu.
- Bo przyszedł kryzys i holding musiałby być sprzedany poniżej satysfakcjonującej ceny - odparł Adam Jasser, podsekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, sekretarz Rady Gospodarczej.
Minister Jasser bronił także dużych procesów konsolidacyjnych, w których uczestniczą de facto państwowe firmy. Jego zdaniem duże podmioty, np. na rynkach strategicznych, gwarantujących państwu bezpieczeństwo, mogą mieć wobec zagranicznych kontrahentów lepszą pozycję. - Nie bądźmy w Europie ostatnim naiwnym - apelował.
Janusz Steinhoff, wicepremier w rządzie Jerzego Buzka, skrytykował prywatyzację „na niby”, gdy jedna państwowa spółka, często z zagranicy, kupuje drugą. Zdaniem Adama Jassera takie rozwiązanie nie jest jednak złe, bo od tego czy prywatyzacja jest modelowa, ważniejsze jest ustanowienie w firmie ładu korporacyjnego, który wymusi na polskich menadżerach podnoszenie jakości pracy. Ważne, żeby byli to polscy menadżerowie, a nie przysłani z Europy Zachodniej. - Jeśli się teraz nie uda, to będzie oznaczać, że nie potrafimy sami zarządzać naszymi firmami - jego słowa zabrzmiały mocno na sali, w której zgromadziło kilkuset przedstawicieli kadry menadżerskiej polskich firm.
Prywatyzacja przez giełdę ma swoje walory, ale najczęściej nie otwiera polskiej firmie furtki na rynki zagraniczne. To gwarantuje sprzedaż inwestorowi strategicznemu z zagranicy, ale ogranicza udział Polaków w decydowaniu o jej losach.
Na dobre przykłady prywatyzacji powołał się prowadzący debatę, Wojciech Kuśpik, prezes Grupy PTWP i redaktor naczelny „Nowego Przemysłu”. - Po sprywatyzowaniu hutnictwa poczyniono w tej branży inwestycje, jakich nie widziano w niej od lat - zauważył. - Przygotowanie do prywatyzacji Jastrzębskiej Spółki Węglowej także przynosi efekty w jej bieżącym działaniu.
Ile państwa w gospodarce?
- Państwo powinno zająć się regulacją energetyki i ochroną konkurencji - zauważył Adam Szejnfeld.
Zdaniem posła PJN Pawła Poncyljusza, państwo powinno pełnić rolę regulatora tworząc prawo. - Regulacja nie może być jednak ideą samą dla siebie, ale ma służyć konsumentom - dodał poseł Poncyljusz.
- We Francji firmy związane z państwem wypracowują 50 proc. PKB, w Niemczech - 30 proc. - ocenił Krzysztof Tchórzewski. - Ochronę konkurencji gwarantuje silne państwo.
Zdaniem Szejnfelda, który jest szefem sejmowej komisji Przyjazne Państwo, widać dobre efekty współpracy państwa z prywatnym biznesem. Projekty w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego skalkulowano na 1,5 mld zł. Niestety, wytworzyła się zasada, że im wyżej postawiony urzędnik, tym większa nieufność wobec prywatnego partnera. Najlepsze skutki współpraca ta przynosi więc na szczeblu samorządowym, w gminach i powiatach.
Dużo gorzkich słów pod adresem urzędników popłynęło z ust Roberta Gwiazdowskiego, prezydenta Centrum Adama Smitha, znanego ze swoich liberalnych poglądów. Jego zdaniem państwa powinno być w gospodarce jak najmniej, bo „socjalizm pasuje do Polaków, jak siodło do krowy”. Jego zdaniem jesteśmy narodem indywidualistów, który świetnie sobie radzi w prywatnej gospodarce.
Andrzej Malinowski zwrócił uwagę na fatalną praktykę tworzenia ustaw. - Najgorsze są tzw. uzgodnienia międzyresortowe, gdy odbywa się swoisty handel między urzędnikami: ja się zgodzę na taki zapis, jak ty się zgodzisz na taki... - mówił szef Pracodawców RP. - Źle na kształt przepisów wpływają także zmiany wnoszone przez przez posłów do rządowych projektów uchwał. Moim zdaniem jeśli rząd ma pomysł na ustawę, powinien za nią odpowiadać od początku do końca. Państwu także myli się regulacja z reglamentacją.
Urzędników wziął w obronę Artur Kopijkowski-Gożuch, zastępca dyrektora sekretariatu ministra gospodarki. Jego zdaniem urzędnicy analizując procesy ekonomiczne przygotowują tylko narzędzia dla decydentów - reszta jest już w ich rękach.
Mieczysław Kasprzak, sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki, zapowiedział, że wkrótce przedsiębiorcy powinni odczuć dużą ulgę w kontaktach z administracją, i to także finansową. Chodzi o ustawę, która „kulturę” zaświadczeń zastąpi „kulturą” oświadczeń. Zmniejszą się również obciążenia administracyjne, które obecnie ministerstwo szacuje na 77 mld zł. Połowa tej sumy wynika z obowiązków sprawozdawczych. - A przecież można ograniczyć liczbę danych, papier zastąpić łączem elektronicznym - argumentował wiceminister. - Chcemy, aby nowa ustawa została uchwalona do końca kadencji Sejmu.
Związki mniej groźne
Debatę zamknęła sprawa związków zawodowych. Przeciwnikiem ich działania w dotychczasowej formie jest Paweł Poncyljusz. W jego opinii, nie powinno być tak, że pracodawca nie może ustalić rzeczywistej liczby członków związków w swoim zakładzie. Efekt jest taki, że w wielu działa po kilkanaście organizacji, a szef firmy nie wie, czy nie składają się tylko z przewodniczącego i jego kilku kolegów.
- Między związkami a pracodawcą musi być równowaga - ocenił Krzysztof Tchórzewski.
- Żeby prowadzić dialog między pracodawcą a pracownikami, który jest nieodzowny w liczącej na powodzenie firmie, nie potrzeba wcale związków zawodowych - stwierdził Adam Szejnfeld. - Znam takie przedsiębiorstwa. Wiem, że obie strony świetnie się ze sobą dogadują.
Nasi rozmówcy zauważyli, że Warszawie nie grożą już wielkie związkowe demonstracje, z rzucaniem śrubami w okna urzędów i paleniem kukieł. Zasada jest bowiem oczywista: mniej państwa w gospodarce, mniej pikiet przed urzędami.
Forum towarzyszyła gala wręczenia nagród dla tych przedsiębiorstw i osób, których działania dobrze wpływają na polską gospodarkę. Grupa PTWP wraz z redakcją Miesięcznika Gospodarczego "Nowy Przemysł" i portalu gospodarczego wnp.pl już po raz jedenasty przyznała tytuły "Tego, który zmienia polski przemysł". W uroczystej wieczornej gali uczestniczyli politycy, menedżerowie największych firm przemysłowych w kraju, a także przedstawiciele światowych koncernów inwestujących w Polsce. Zobacz, kto został wyróżniony - kliknij.