Od kilku tygodni zasuwy na ropociągu "Przyjaźń" w Adamowie są zamknięte. Wciąż nie wiadomo, kiedy zostanie zażegnany kryzys z zanieczyszczoną rosyjską ropą. To, że sytuacji wciąż nie wyprostowano, nie dziwi. W końcu przedmiotem sporu jest surowiec wart minimum kilkadziesiąt mln dolarów.
- Wciąż nie wiadomo, kiedy ruszą do Polski dostawy "czystej" ropy.
- Na razie trwa czyszczenie systemu przesyłowego surowca poza granicami naszego kraju.
- Rosjanie za problemy będą musieli słono zapłacić.
Co sprawia, że problemu nie rozwiązano? W rurach "Przyjaźni" są setki tysięcy ton zanieczyszczonej ropy. Dopiero rozwiązanie tego problemu pozwoli na przywrócenie normalnych dostaw. Na razie trwają pertraktacje i czyszczenie systemu przesyłowego. Na przykład we wtorek z terminala naftowego w Ust Łudze, do którego dochodzi jedna z nitek "Przyjaźni", odpłynął pierwszy tankowiec z partią czystej ropy. Można więc rzec, że czyszczenie trwa, ale na zachód od rafinerii w Białoruskim Mozyrzu ropa w rurach wciąż jest zanieczyszczona. Co dalej?
Zanim wyjaśnimy możliwe scenariusze zdarzeń, przypomnijmy, że 19 kwietnia PERN, państwowa spółka odpowiedzialna za przesył i magazynowanie ropy naftowej, otrzymał faks od białoruskiego Gomeltransneft o zaobserwowanym zwiększeniu stężeń chlorków organicznych w ropie dostarczanej na Białoruś z Rosji. To w praktyce oznaczało zatrzymanie tłoczenia surowca, bo chlorki organiczne w ropie są groźne. W procesach rafineryjnych mogą one doprowadzić do uszkodzenia instalacji, a w konsekwencji do zaprzestania przez rafinerię pracy.
Nic więc dziwnego, że zlokalizowane wzdłuż ropociągu zakłady na przyjęcie ropy nie zgodziły się. W tym przypadku mówimy o czterech rafineriach: dwóch w Polsce – Lotosu i Orlenu, oraz dwóch niemieckich w Schwedt i Leunie.
Rosjanie zidentyfikowali już źródło zanieczyszczenia, tłoczą czystą już ropę. Tyle że rura do Polski wypełniona jest surowcem zanieczyszczonym. I o to, co z nim zrobić, toczą się spory. Chodzi bowiem o niebagatelne kwoty. Szacunki mówią, że w sumie zanieczyszczone zostało około 5 mln ton surowej ropy. To surowiec o wartości ponad 200 mln dolarów. Większość została już wypompowana z systemu, jednak jak już wspomnieliśmy, nie cała. Wciąż znajdują się w nim setki tysięcy ton ropy wartej kilkadziesiąt milionów dolarów.
Co z tym zrobić?
- Najlepiej byłoby, aby Rosjanie oddali nam ten surowiec za darmo. W końcu to z ich winy musieliśmy uruchomić obowiązkowe rezerwy. Posiłkujemy się także dostawami z innych kierunków (drogą morską) a to kosztuje – mówi nam Janusz Wiśniewski, wiceprezes Krajowej Izby Gospodarczej, a w przeszłości prezes Orlenu.
Ostrożniej (bardziej dyplomatycznie) do zagadnienia podchodzą szefowie dwóch największych polskich firm paliwowych.
- Dzisiaj jesteśmy pomiędzy wiedzą że ropa jest zanieczyszczona, a decyzją o podjęciu tłoczenia – mówi Jarosław Kawula, wiceprezes zarządu ds. produkcji i handlu, Grupa Lotos. Zaznacza, że w systemie jest jeszcze znaczący wolumen zanieczyszczonej ropy. – Teraz kluczem w rozwiązaniu sytuacji może być wynegocjowanie z rosyjskimi dostawcami zwrotu poniesionych kosztów – dodaje .
- Z problemami wynikającymi z zanieczyszczenia chlorkami surowca radzimy sobie dobrze. Mamy ropę z innych kierunków. Na bieżąco rozmawiamy z PERN. Nie widzimy żadnego zagrożenia dla zakładu w Płocku i z wywiązania się ze zobowiązań wobec naszych klientów – mówi Zbigniew Leszczyński, członek zarządu ds. rozwoju w PKN Orlen.
Ale i on mówi, że konieczne jest rozwiązanie problemu przez negocjacje. W nich jednak będą uczestniczyć także przedstawiciele rafinerii PCK w Leunie i Totala w Schwedt.
Należy się spodziewać, że spółki rafineryjne będą chciały, aby strona rosyjska obniżyła cenę za zanieczyszczony surowiec, tak aby zostały pokryte straty powstałe w wyniku wstrzymania dostaw, potrzeby zakupu ropy z innych źródeł i uruchomienia rezerw obowiązkowych oraz ogólnego pogorszenia ekonomiki produkcji.
Czy Rosjanie na to pójdą? Wydaje się, że nie mają innej możliwości. Teoretycznie mogliby próbować wypompować zanieczyszczoną ropę z "Przyjaźni" i zmagazynować ją. To jednak byłoby czasochłonne. Na przykład osuszenie rury do Gdańska to minimum trzy tygodnie! To zaś i tak generowałoby koszty.
Na koniec pytanie co stanie się z zanieczyszczoną ropą? To nadal bardzo cenny surowiec. Obojętnie, który ze scenariuszy się ziści, i tak trafi zapewne do naszych rafinerii... Jak to możliwe?
Przerabiana przez rafinerie ropa ma zwykle liczne zanieczyszczenia. Kluczem jest, aby były one w stałych proporcjach i było ich niezbyt dużo. W przypadku zanieczyszczonej chlorkami organicznymi ropy z Rosji, zmiesza się ją z "czystym surowcem". Proces może być czasochłonny, ale jest możliwy do przeprowadzenia. Ryzykiem jest jednak tzw. niższy uzysk (gorsze parametry przerobu) i za to Rosjanie będą musieli także zapłacić.
Część wypowiedzi pochodzi z panelu zatytułowanego "Sektor naftowo-chemiczny", który odbył się drugiego dnia XI Europejskiego Kongresu Gospodarczego.