Po problemach z rosyjskim gazem na nowy prozachodni rząd Ukrainy spadły teraz problemy z ropą naftową z rosyjskiego Tatarstanu. Tamtejszy państwowy koncern Tatnieft wstrzymał dostawy surowca do największej rafinerii na Ukrainie, w której w niejasnych okolicznościach władzę przejął siłą były prezes
Wszystko zaczęło się od nagłego zajazdu na zakład. W piątek rano do centrali rafinerii wdarło się 50 komandosów w uniformach przypominających mundury ukraińskiej jednostki antyterrorystycznej Berkut. Napastnicy pobili ochroniarzy rafinerii, zamknęli jej władze w biurowcu, a rządy nad zakładem przejął jego były prezes Pawieł Owczarenko. Został on zaocznie zwolniony z posady jesienią 2004 r., ale potem zaskarżył tę decyzję do sądu. Pod koniec września, tuż przed wyborami na Ukrainie, sąd przywrócił Owczarence stanowisko prezesa - przypomniał dziennik.
Zajazd wywołał skandal międzynarodowy, bo strategicznym udziałowcem rafinerii jest koncern Tatnieftt, który należy do władz Tatarstanu. Premier Tatarstanu zwrócił się do rządu w Kijowie o interwencję. Tatnieft wzmocnił wniosek, zakręcając kurek z ropą. Zamieszanie wybuchło w chwili, kiedy prozachodnie partie pomarańczowych, który wygrały wybory na Ukrainie, nie powołały jeszcze nowego rządu. Dotychczasowy milczy.
Wiadomo, że dotychczasowy rząd premiera Wiktora Janukowycza chciał przejąć kontrolę nad rafinerią, zarzucając tatarskim partnerom, że blokują wprowadzenie przepisów o obowiązkowych zapasach paliw. Tatnieft odrzucał zarzuty, popierany przez prezydenta Wiktora Juszczenko. Dotychczasowy minister energetyki Ukrainy Jurij Bojko jakby przewidział możliwość wstrzymania dostaw z Tatarstanu i podpisał porozumienie o dostawach surowca przez naftową kompanię Gazpromu. Na Ukrainie spekulowano, że Gazprom zostanie głównym dostawcą do Krzemieńczuga, a potem przejmie kontrolę nad tą rafinerią. Do rosyjskich koncernów należy już większość ukraińskich rafinerii - wyjaśnia "GW".