Sytuacja była bezprecedensowa. Nigdy wcześniej PERN nie zamknął możliwości tłoczenia ropy na rurociągu „Przyjaźń”. W przeszłości zdarzały się przestoje, ale było to spowodowane decyzjami stron rosyjskiej lub białoruskiej. Tym razem nie przyjęliśmy rosyjskiego surowca, bo nie nadawał się do przerobu. Jakie to spowoduje reperkusje, a może otworzy nowe szanse? O tym w naszej analizie.
Tego typu naciski czy utrudnienia stosowano także po rozpadzie ZSSR i "obozu socjalistycznego". Przykładem - wyłączenie odcinka ropociągu do polskiej już rafinerii w litewskich Możejkach.
Awaria, o której mówi cała Europa (czytaj więcej o tym, kiedy tłoczenie ropy naftowej rurociągiem "Przyjaźń" zostało wznowione) wydaje się jednak rezultatem zaniedbań i błędów po stronie rosyjskiej. Zarówno media w Rosji, jak i na Białorusi, a także z krajów odbierających surowiec, wprost za przyczynę awarii wskazują zgodnie na winę firm, a nie "woli politycznej" (m.in. Nowaja Gazieta).
Nagła niespodzianka
19 kwietnia PERN - polska, państwowa spółka odpowiedzialna za przesył i magazynowanie ropy naftowej otrzymała faks od białoruskiego Gomeltransneft o zaobserwowanym przyroście stężeń chlorków organicznych w ropie dostarczanej na Białoruś z Rosji. Ze względu na ryzyko uszkodzenia instalacji przerobu surowca, PERN wstrzymał pobieranie surowca.
Początkowo szacowano, że problemy uda się rozwiązać w ciągu 2-3 tygodni. Później - stopniowo – ów czas się wydłużał. Ostatecznie ponownie ropa zaczęła być ponownie tłoczona dopiero 9 czerwca.
Pierwsze przyczyny wstrzymania dostaw wcale nie wskazywały na względy techniczne. Pojawiły się doniesienia, że zatrzymanie tłoczenia może być efektem sporu o wysokość opłat przesyłowych na linii Mińsk-Moskwa. Ale szybko te informacje zdementowały media na Białorusi i w Rosji (Kommiersant).
Okazało się, że przyczyna zatrzymania pracy jest dużo bardziej prozaiczna. W surowcu znalazły się tzw. chlorki organiczne, związki chemiczne wykorzystywane w procesach wydobycia. Ich duże stężenie, uniemożliwiło przerób tłoczonej ropociągiem ropy. W efekcie konieczne stało się sięgnięcie przez poszkodowane rafinerie do innych źródeł zaopatrzenia lub wręcz do zapasów obowiązkowych (np. rafineria w czeskim Litwinowie) .
Następstwa wewnętrzne
Rosjanie twierdzą, że obecne problemy z przesyłem ropy są największymi w historii systemu. Zdarzały się przestoje, lecz ten ma szczególny charakter. Co więcej: choć 10 czerwca planuje się przywrócić dostawy wzdłuż linii północnej, a do 1 lipca wszystkie nitki powinny zostać wyczyszczone, to sprawa będzie miała poważne następstwa - zarówno wewnętrzne w Rosji jak i zewnętrzne.29 maja minister finansów Federacji Rosyjskiej Anton Germanowicz Siluanow stwierdził, że państwo nie powinno być odpowiedzialne za problemy firmy, która „nie wywiązała się ze swoich zobowiązań do dostarczania wysokiej jakości ropy”. W ten sposób Kreml dał czytelny sygnał: problem zabrudzonej ropy pozostaje kłopotem Transnieftu - i to ta właśnie spółka poniesie konsekwencję zanieczyszczenia surowca chlorkami organicznymi. Jak podkreślił „dlatego Transnieft nie otrzyma żadnej ulgi na wypłatę dywidendy do budżetu”. Oznacza to, że to rosyjską firmę jednoznacznie obarczono winą za problemy z jakością surowca.
Tyle, że wciąż nie wiadomo, jak do awarii doszło... Skala zanieczyszczeń – Rosjanie mówią o minimum 3 mln ton zabrudzonej ropy, zewnętrzni analitycy - o 5 mln ton (za Hospodarskimi Nowinami) – wskazuje, że problem narastał od dłuższego czasu i wcale nie jest powiedziane, że Transnieft pozostanie „kozłem ofiarnym”. A przynajmniej – jedynym.
Za problemem musi stać bowiem któryś z czołowych rosyjskich producentów ropy naftowej – obwinianą spółka jest głównie Rosnieft (za Ria Nowosti). Gigant przeprowadził jednak audyt i już ogłosił, że u niego „wszystko było w porządku”. Tyle, że - zauważają partnerzy Rosnieftu – audytu nie przeprowadziła niezależna firma…
Na razie faktycznie poszkodowani są czterej menadżerowie magazynów ropy w pobliżu Samary (jakoby tam miało dojść do zanieczyszczenia surowca). Jednak nawet rosyjska prasa (m.in. sm-news) pisze o nich jako figurantach.
Kłótnia rosyjskich spółek wskazuje, że Rosjanie pogodzili się już z koniecznością zadośćuczynienia poszkodowanym. Kilkadziesiąt mln dol. (rosyjskie i białoruskie źródła mówią o kwocie od 30 do nawet 60 mln dol.) będzie kosztowało usunięcie uszkodzeń, jakie sprowokowała zanieczyszczona ropa w białoruskiej rafinerii w Mozyrzu. To jednak dopiero początek wydatków.
Rosjanie będą musieli zapłacić karę odbiorcom, wydać ogromne sumy pieniędzy na pozbycie się zanieczyszczonej chlorkami ropy. Prawdopodobne jest także, że nabywcy rosyjskiego surowca będą domagać się odszkodowania za niedotrzymanie terminów dostaw z powodu złej jakości ropy. Początkowo łączna kwota odszkodowań miała sięgnąć 100 mln dolarów. Jednak teraz np. Nowaja Gazieta podaje wielokrotnie większe sumy… A konkretnie? Wciąż nie wiadomo, gdyż liczenie ma rozpocząć się po 1 lipca, gdy wszystkie rurociągi przywróci się do stanu sprzed awarii.
------------------------------------
Zostało jeszcze 2/3 analizy. Całość w strefie premium WNP.PL.