Kapitalizm, ten w znanej nam postaci, przeżywa kryzys. Z badań Instytutu Gallupa wynika, że 51 proc. młodych ludzi w wieku od 18 do 29 lat, pozytywnie postrzega… socjalizm. Ten raczej w wydaniu skandynawskim, ale jednak. O kapitalizmie dobrze wypowiada się w tej grupie wiekowej 45 proc. badanych.
O kryzysie kapitalizmu, targających nim wewnętrznych sprzecznościach, o tym, że jako sposób organizowania procesów związanych z wytwarzaniem i dystrybucją dóbr materialnych wyczerpuje swoje możliwości, coraz częściej można usłyszeć na największych światowych forach ekonomicznych.
- Proroctwa mówiące o rychłym upadku kapitalizmu istnieją od początku jego istnienia - przypomina prof. Dariusz Kiełczewski, ekonomista i filozof z Uniwersytetu w Białymstoku. - Pierwsi byli Marks i Engels… To oni twierdzili, że kapitalizm zostanie zastąpiony najpierw przez socjalizm, a potem przez komunizm, a gdy to się stanie, wszyscy będziemy piękni, młodzi i bogaci...
O końcu kapitalizmu słychać przy okazji każdego z jego licznych kryzysów. Ale zawsze okazuje się, że to jeszcze nie tym razem.
- Wydaje mi się jednak, że obecna sytuacja jest wyjątkowa - mówi prof. Kiełczewski. - Rzeczywiście przed gospodarką rynkową stanęło kilka szczególnie trudnych wyzwań.
Pierwsze związane jest z degradacją środowiska i wyczerpywaniem się zasobów naturalnych. Dotyczy ono także globalnych zmian klimatycznych.
Z przekonaniem znacznej liczby ekonomistów, że dla liberalnej gospodarki rynkowej najważniejsza jest efektywność, a sprawiedliwość przyjdzie dopiero za efektywnością, wiąże się drugie wyzwanie.
- Moim zdaniem taki pogląd nie pasuje do współczesnego społeczeństwa - ocenia prof. Dariusz Kiełczewski. - Nie jest ono już bowiem społeczeństwem industrialnym, lecz postindustrialnym. Właśnie dlatego pojawia się coraz więcej zjawisk wobec, których kapitalizm jest bezradny.
Według Dariusza Kiełczewskiego kończy się era wyłącznie komercyjnego funkcjonowania gospodarki. Pojawia się sfera ekonomii społecznej. A z nią związana jest choćby kwestia emancypacji kobiet we współczesnym wydaniu, coraz dobitniej zgłaszają swoje aspiracje kraje rozwijające się, biedni już nie chcą być biednymi.
- Wygląda na to, że powoli wyłania się nam taka hybryda; coś, co nadal jest gospodarką rynkową, ale jest już także gospodarką społeczną. Ludzie oczekują ustroju, który byłby bardziej sprawiedliwy - wyjaśnia swój pogląd prof. Kiełczewski.
I tu dochodzimy do tego, jaki związek ma to co powyżej, z polskimi wyborami parlamentarnymi. Oto niektórzy ekonomiści uważają, że w naszych, krajowych realiach istotę owych fundamentalnych zmian prawidłowo odczytuje Prawo i Sprawiedliwość. Co więcej: o ile na świecie tylko się o tym mówi, PiS - działa. Stąd polityczny sukces tej partii.
- Coś w tym jest... - mówi prof. Dariusz Kiełczewski. - Za rządów poprzednich ekip bardzo wyraźnie widoczny był kontrast choćby między metropoliami a prowincją. Co więcej: panowało przekonanie, że jeśli udało się w Warszawie, Wrocławiu, Gdańsku, Poznaniu, to równie dobrze uda się na przykład w Białymstoku, w Łomży czy Ostrołęce. Okazało się, że to nieprawda, że wpadamy w pułapkę średniego wzrostu.
PiS podjął więc ryzyko - tłumaczy prof. Kiełczewski - przyjął założenie, że gospodarka zacznie popadać w stagnację, bo za mało jest napędzającego ją paliwa. Postanowił więc pobudzić konsumpcję...