Narodowy Instytut Onkologii w Gliwicach - jeden z największych ośrodków onkologicznych w Polsce - w maju zaczął wracać do pełnej aktywności sprzed ogłoszenia epidemii. Zwiększa się liczba operacji oraz zabiegów z zakresu radioterapii i chemioterapii.
Jak poinformowała w czwartek rzeczniczka gliwickiego oddziału Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie - Państwowego Instytutu Badawczego Maja Marklowska-Tomar, kliniki i zakłady tej placówki stopniowo rezygnują z pracy rotacyjnej i zdalnej członków personelu, którzy mogli pracować w takiej formule. Coraz więcej pacjentów korzysta z zabiegów w Zakładzie Radioterapii, gdzie przeprowadzano w ostatnim czasie o 20 proc. mniej procedur, niż w porównywalnym okresie ubiegłego roku. Podobny spadek zaobserwowano w Zakładzie Medycyny Nuklearnej i Endokrynologii Onkologicznej.
W Klinice Chirurgii Onkologicznej i Rekonstrukcyjnej, gdzie spadek udzielanych świadczeń był największy - odbywało się w niej nawet o 35 proc. mniej operacji niż wcześniej - już pod koniec kwietnia liczba pacjentów zgłaszających się na zabiegi zwiększyła się o 10 proc. Od 4 maja od każdego pacjenta, który zgłasza się na rozległą operację z powodu nowotworu okolic głowy i szyi lub jamy brzusznej, pobierany jest wymaz do badania na obecność koronawirusa.
Jako pierwsza obowiązek pobierania wymazów wprowadziła Klinika Transplantacji Szpiku i Onkohometalogii, przy czym w jej wypadku badania są przeprowadzane u wszystkich pacjentów przyjmowanych na oddział. "Rygorystyczne przestrzeganie procedur sanitarnych umożliwiło lekarzom m.in. podanie w tym trudnym czasie dwóch innowacyjnych terapii CART-T cells chorym na chłoniaka nieziarniczego" - podkreśliła Maja Marklowska-Tomar.
III Klinika Radioterapii i Chemioterapii, po dwutygodniowej przerwie spowodowanej wykryciem wirusa SARS-CoV-2 u jednej z pielęgniarek, wznowiła przyjęcia pacjentów, którzy są poddawani zabiegom radio- i chemioterapii zgodnie z ustalonym planem.
Wyjątkiem są wizyty w przychodni, które w części odbywają się w formie teleporad. "Chodzi o to, żeby w poczekalni przychodni nie było niebezpiecznie dużej liczby pacjentów" - wskazała rzeczniczka.