Pilniczek do paznokci, płyn do mycia naczyń, zapałki, a nawet drzewa… Kandydaci prześcigają się w pomysłach na gadżety wyborcze.
Ulotki, długopisy, breloczki? To już przeszłość. Kandydaci szukają oryginalnych pomysłów na wypromowanie swojej osoby i zapisanie się w pamięci wyborców. Wielu próbuje sprawdzonej metody: przez żołądek do serca.
Dawid Krystek, kandydat Zjednoczonej Lewicy, rozdawał mieszkańcom Szczecina pączki. Jan Dobrzyński, startujący z list Prawa i Sprawiedliwości, przekonywał do siebie cukierkami, lider lubelskiej listy Zjednoczonej Lewicy Janusz Palikot częstował przechodniów herbatą ziołową, podkreślając, że nie ma nic wspólnego z marihuaną. Z kolei Józef Godlewski, kandydat komitetu Kukiz’15 przed jedną z lubelskich szkół rozdawał uczniom kawę.
Stanisław Gawłowski, kandydat Platformy Obywatelskiej z Koszalina, zdecydował się osłodzić mieszkańcom życie lizakami ze swoją podobizną.
Jan Łopata z PSL postawił natomiast na miód. Nadrukował na nim swoją ulotkę wyborczą z napisem: „Doświadczenie które przynosi owoce”. Można powiedzieć, miód na serce wyborcy…
Marta Wcisło z Lublina, startująca z list PO, przekonuje do siebie kanapkami.
Gadżety spożywcze mają jedną zaletę – smakują, ale ich wadą jest to, że wyborcy szybko o nich zapominają. Być może dlatego Wojciech Sosnowski, kandydat PO z Białej Podlaskiej, zdecydował na bardziej trwały upominek – sosny. Drzewek miał podobno 5 tys. Na trwały gadżet postawiła także Joanna Mucha. Wyborców przekonuje do siebie – pilniczkiem do paznokci. Umieściła na nim swoje… oczy. „Jest praktyczny i zaskakujący. Ludzie przyjmują go z uśmiechem. Proszę mi wierzyć, że pilniczek biorą też mężczyźni, choć niektórzy tłumaczą się, że to dla żony. Zależało mi na tym, by gadżet nie trafił do razu do kosza, jak to się dzieje z ulotkami. Z kolei kalendarzyki i długopisy mają wszyscy i to wieje nudą” – tłumaczyła Newsweek’owi.