Boczenie się na kraje, które wybierają inną drogę niż liberalno-lewicowy kierunek polityczny jest niebezpieczne dla całej Unii Europejskiej, jedności europejskiej. Nigdy się na to nie zgodzimy i chcemy temu w różny sposób, jak to będzie możliwe, przeciwdziałać - ocenił wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki (PiS).
- Polska nie chce UE dwóch prędkości. Nie chcemy powrotu do czasu podziału Europy - podkreślił wicemarszałek.
- Przestrzegał, że kraje aspirujące do UE jak Gruzja, Ukraina, Mołdawia, Macedonia mogą się zniecierpliwić, tak jak to się stało w przypadku Turcji.
- Jego zdaniem należy zadać "sobie pytanie, co jest teraz celem Unii" i przed jaką perspektywą stoi Wspólnota.
Terlecki uczestniczył w środę w XI Forum Europa-Ukraina w Jasionce koło Rzeszowa.
"Mówimy bardzo stanowczo: my nie chcemy Unii dwóch prędkości. Nie chcemy powrotu do czasu podziału Europy. A jeżeli Niemcy, Francja, najsilniejsi gracze UE uznają, że taki podział jest dla nich najwygodniejszy i go przeforsują, to mówimy na to: my się zmobilizujemy we Wschodniej i Środkowej Europie" - mówił polityk, który wziął udział w panelu "Integracja czy dezintegracja. Dokąd zmierza Europa?".
Ocenił, że kraje tej części kontynentu "są w wielu aspektach podobne do siebie". "Choćby przez to, że wszystkie przeszły epokę sowiecką. Są przywiązane bardzo do swojej suwerenności. Cenią te wartości, które w Zachodniej Europie są odrzucane dziś przez liberalny establishment" - mówił wicemarszałek.
Przekonywał, że w "naszej części Europy szanujemy religię, a w Europie Zachodniej tę religię się lekceważy, bądź wypycha wręcz z przestrzeni publicznej".
Czytaj też: Karczewski: UE będzie silna jeśli będzie miała więcej członków
Jego zdaniem niebezpieczne dla "całej UE, jedności europejskiej" jest "boczenie się na kraje, które wybierają inną drogę niż liberalno-lewicowy kierunek polityczny". "My nigdy się na to nie zgodzimy i chcemy temu w różny sposób, jak to będzie możliwe, przeciwdziałać" - wskazał.
W ocenie Terleckiego UE przeżywa w tej chwili najwyższy kryzys w swej historii. "Kryzys dramatyczny, z którego wydaje mi się establishment unijny nie do końca zdaje sobie sprawę. Polega on na tym, że jedno z najważniejszych państw UE ją opuszcza i to jest ogromna porażka Unii. Ponosząc taką porażkę, Unia, albo raczej biurokracja unijna, równocześnie mnoży wątpliwości, zastrzeżenia i warunki wobec innych państw, które mają być przyjęte" - podkreślił.
Czytaj też: Szymański: Wierzymy w kompromis z UE
Dowodził, że jesteśmy także świadkami innego "w gruncie rzeczy opuszczenia UE". "Otóż Turcja, która od początku lat. 60. zabiega o to, żeby się znaleźć w Unii, przestaje się nią interesować, zniecierpliwiona tym, co ją spotkało" - mówił wicemarszałek.
Nie wykluczył, że podobnie jak Turcja mogą uczynić kraje aspirujące do UE jak Gruzja, Ukraina, Mołdawia, Macedonia. "Mogą się zniecierpliwić, tak jak to się stało w Turcji. Mogą powiedzieć któregoś dnia: Dajcie nam spokój. Skoro robicie taką łaskę, to my dziękujemy" - stwierdził Terlecki.
Zwrócił uwagę, że wspólnoty europejskie powstały "w kontrze do niebezpieczeństwa, które rodził komunizm". Z kolei w latach 90. ub. wieku celem UE była integracja z tą "częścią kontynentu, która wydobywała się spod sowieckiej niewoli, spod sowieckiej dominacji".
Jego zdaniem należy zadać "sobie pytanie, co jest teraz celem Unii" i przed jaką perspektywą stoi Wspólnota.