Niemal wszystkie firmy transportu drogowego deklarują, że ich koszty poszybowały w górę, ale prawie 40 proc. z nich nie podniosło cen. Jak to możliwe i kto za to płaci?
- Najważniejszym czynnikiem zwiększającym nakłady pieniężne w firmach transportu drogowego był wzrost kosztów wynagrodzeń́ kierowców pracujących w ruchu międzynarodowym w związku z wprowadzeniem II transzy pakietu mobilności.
- Brutalna prawda jest taka, że w 2022 r. konkurencję wygrywał ten, kto zasad pakietu mobilności jeszcze "nie przyjął" - ocenia Łukasz Włoch z firmy Inelo.
- Małym firmom, działającym de facto w szarej strefie płacowej, w decyzji może pomóc zapowiedź kontroli. ZUS zauważył, że skoro koszty płac wzrosły o 40 proc. to powinny rosnąć też składki wnoszone przez przewoźników.
Jak wynika z raportu przygotowanego przez firmę Inelo, zajmującą się m.in. rozliczaniem czasu pracy kierowców, i Polski Instytut Transportu Drogowego, napięta sytuacja geopolityczna i gospodarcza odbija się na bieżącej działalności firm transportowych. Koszty działalności w II i III kwartale 2022 r. wzrosły u 98 proc. zbadanych przedsiębiorstw. I to sporo.
Trzy na 10 firm skarżyło się na wzrost wydatków o 25 proc., a 6 na 10 wskazało przedział 26-50 proc. 4 proc. badanych stwierdziło, że ich koszty urosły więcej niż 50 proc. Jeden respondent stwierdził wprawdzie coś zupełnie odwrotnego, że koszty spadły i to aż o 51 proc. Był to jednak głos odosobniony.
Najważniejszym czynnikiem zwiększającym nakłady pieniężne w firmach był wzrost kosztów wynagrodzeń́ kierowców pracujących w ruchu międzynarodowym w związku z wprowadzeniem II transzy pakietu mobilności (luty 2022 r.) oraz znacząca podwyżka ceny paliw, mniej więcej o 30 proc.
W odpowiedzi na nowelizację przepisów europejskich, polski ustawodawca zlikwidował możliwość́ naliczania nieopodatkowanych i nieoskładkowanych świadczeń́ z tytułu podróży służbowych. W konsekwencji tych zmian zwiększenie kosztów wynagrodzeń́ kierowców sięgnęło nawet do 40 proc.
Na tym tle zastanawia, dlaczego aż 36 proc. firm zadeklarowało, że nie podniosło cen.
Koszty w górę, a ceny nie. Są trzy odpowiedzi, a jedna najbardziej prawdopodobna
Zdaniem Łukasza Włocha, głównego eksperta ds. analiz i rozliczeń Inelo, można to wyjaśnić na trzy sposoby. Pierwszy: ceny były już na takim wysokim poziomie, że nie trzeba było już ich podnosić. Drugi: firmy nie sprawdzają swojej bieżącej rentowności i właściwie nie wiedzą, czy są jeszcze nad powierzchnią wody czy już pod nią.
I trzecia możliwa opcja, że część firm nie wprowadziła nowych zasad wynagradzania kierowców i bazuje na starym systemie, w którym wypłata złożona była z niskiej podstawy i dodatków w postaci diet i ryczałtów (upraszczając, nowe przepisy to zlikwidowały na rzecz podwyższonej jednolitej pensji ozusowanej i opodatkowanej).
Najbardziej prawdopodobne jest trzecie wyjaśnienie. To, że pakiet mobilności wdrożyła tylko część branży sygnalizował w WNP.PL kilka tygodni temu Maciej Wroński, szef zrzeszenia pracodawców Transport i Logistyka Polska.
Ten opór wynika głównie z powodu kosztów, ale także skomplikowanej procedury naliczania nowych pensji, i z tego, że wdrożenia nowych zasad praktycznie nie kontrolowano. Jak to można usłyszeć w branży, łatwiej trafić szóstkę w totka niż na kontrolera, który w Niemczech czy Francji sprawdzi, jak opłacany jest pracujący tam polski kierowca.
Generalnie podział rysuje się między dużymi firmami (takimi, które mają po kilkadziesiąt czy kilkaset ciągników) a małymi (dwa, trzy). Pierwsze z bólem, ale wdrożyły nowy sposób wynagradzania kierowców, drugie udają, że go nie widzą.
- Brutalna prawda jest taka, że konkurencję w 2022 r. wygrywał, ten kto zasad pakietu mobilności jeszcze "nie przyjął" - ocenia Łukasz Włoch.
Ignorują przepisy, bo się da i nie ma konsekwencji. Szara strefa to zaburzenie konkurencji
Maciej Zwyrtek, generalny dyrektor sprzedaży w firmie Kuźnia Trans, podkreśla, że duże przedsiębiorstwa poniosły koszty nie tylko podniesienia pensji kierowców, ale także personelu, który zajmuje się ich wyliczaniem, ponieważ wymaga to dodatkowych czynności.
- Od wielu miesięcy sygnowaliśmy, że wzrost kosztów wynikający z wprowadzenia pakietu mobilności spowoduje wzrost kosztów prowadzenia firmy i ku własnemu zaskoczeniu konstatujemy, że nadal na rynku konkuruje się ceną - mówi Piotr Mikiel, dyrektor Departamentu Transportu Związku Międzynarodowych Przewoźników Drogowych.
„Niechęć” do stosowania pakietu mobilności w małych firmach może być podsycana tym, że pracuje tam wielu obcokrajowców, którzy nie interesują się specjalnie ZUS-em i podatkami, tylko pensję na rękę. Nie jest to nieważny czynnik, bo według raportu PITD i Inelo 25 proc. kierowców zatrudnionych w polskich firmach to obcokrajowcy, głownie Ukraińcy (15 proc.) i Białorsini (6 proc.). Co więcej, w ZMPD czuć presję branży na to, by próbować niektóre z nowych przepisów odkręcić. Szanse na to wydają się jednak zerowe.
Na marginesie, pensje kierowców urosły, chociaż trzeba przyznać, że nie tyle, na ile liczyli, bo część podwyżki konsumuje ZUS. Standardem jest jednak pensja brutto powyżej 10 tys. zł za miesiąc pracy za granicą (powyżej 20 dniówek), a często wynosi ona 14-15 tys. zł. Od tej kwoty wyliczany jest też urlop (a nie np. od 3 tys. zł, jak to było wcześniej) i L4 (których w opinii Macieja Zwyrtka przybyło). No i przy rozliczeniu PIT-a, kierowcy mogą liczyć na spory zwrot podatku.
Grzegorz Borowicz, dyrektor zarządzający w firmie Omega Pilzno, podkreśla, że rok 2022 przyniósł rewolucję w całej sferze kosztowej, nie tylko ze względu na zapisy pakietu mobilności, ale przede wszystkim na inflację.
- Musieliśmy zmienić sposób budowania budżetu, bo trzeba go bardzo często nowelizować - mówi, pytając retorycznie, jak długo rynek wytrzyma zjawisko, w którym koszty rosną, a ceny frachtu maleją.
Wzrost ceny paliwa można przełożyć na cenę usługi dla klienta za pomocą odpowiednich klauzul w umowach. Ale co z pozostałymi stałymi sprawami? Ceny ciężarówek poszybowały, tak samo ceny opon i innych produktów.
- Zadam więc pytanie, czy naprawdę we wszystkich firmach się to liczy. Mam wątpliwości - ocenia, dodając, że w Omedze Pilzno postawiono na bardzo skrupulatne rachunki. To jest klucz do sukcesu. Oblicza się np. marżę na każdym pojeździe, licząc dzienne koszty i przychód.
Czy kierowców w Polsce jest naprawdę na mało? Auto musi być w ruchu
Przy okazji sprawy kosztów wynagrodzeń kierowców wypływa inny głośny w mediach temat - braków kadrowych. Podaje się, że w Polsce może chodzić o 100-200 tys. wakatów.
Zarówno w Kuźnia Trans jak i w Omedze Pilzno tego nie zauważają. Odwrotnie, kandydatów do pracy jest bardzo dużo. Może wynikać to z migracji pracowników z firm oferujących gorsze warunki płacowe (sprzed wejścia w życie pakietu mobilności) do firm, które płacą już po nowemu. Na rynku pojawili się też kierowcy, którzy stracili pracę w wyniku likwidowania przez firmy ze względów ekonomicznych podwójnych obsad.
- Skoro brakuje 200 tys. kierowców, to ile jest wolnych samochodów, które na nich czekają? - pyta Mateusz Włoch i odpowiada, że nie słyszał o takich przypadkach. Oczywiście, po wybuchu wojny w Ukrainie nastąpiło zachwianie na rynku pracy, ale być może część firm wykorzystała ten okres, żeby zrewidować swoje potrzeby taborowe, przy okazji zamieniając starsze auta na nowe.
Faktem jest jednak, że na skutek boomu, który w ostatnich 15 latach wprowadził polskich przewoźników drogowych na najwyższy stopień podium w Europie, firmy ostro konkurowały o pracowników. Stąd wzrost ich pensji. Jeszcze przed uchwaleniem pakietu mobilności, wyglądały nieźle, a teraz są najwyższe w historii. Nawet, jeśli firma musiała optymalizować koszty płac, to „przycinano” takie ich składniki, żeby kierowca na rękę nie dostał mniej.
Czy wobec dekoniunktury na rynku, może w 2023 r. dojść do „cięcia” wynagrodzeń kierowców. Przy prawie 20-proc. inflacji wystarczy nie podnosić pensji, żeby jej realna wartość spadła.
- Trudno mi sobie to wyobrazić, ale patrząc na ostatnie trzy lata nie można się już dziwić niczemu - mówi Maciej Zwyrtek, dodając, że mimo wszystko każdy chce dbać o kadry. Nie ma przecież nic gorszego dla firmy transportowej niż samochód bez kierowcy. Nawet w okresie spowolnienia gospodarczego, z którym mamy teraz do czynienia, pilnuje się, żeby auta były w ruchu.
Rok 2023: w oczekiwaniu na zmianę sytuacji rynkowej. Trzęsienie ziemi już było
Zapowiada się, że rok 2023 będzie dla przewoźników trudny. Na rynku transportowym, na którym wcześniej rządzili, rządzą teraz firmy spedycyjne. Mając dostęp do zmniejszającego się wolumenu ładunków, zlecają ich transport przewoźnikom.
- W ostatnich latach nad rynkiem krążyły trzy czarne łabędzie: COVID, pakiet mobilności i wojna w Ukrainie. Uważam, że nie wszyscy sobie poradzą. Wygrają ci, którzy będą mieć najlepsze strategie i będą potrafili liczyć. Mam jednak nadzieję, że koniunktura powróci, konsumpcja wzrośnie, tym samym wzrośnie zapotrzebowanie na transport i to da siłę też małym przewoźnikom. Jeśli tak się nie stanie, niestety, będzie słabo - mówi Grzegorz Borowicz.
Natomiast, jeśli chodzi o przepisy dotyczące rozliczenia czasu pracy kierowców, ten rok będzie znacznie spokojniejszy niż poprzedni. Nie będzie już takiego trzęsienia ziemi. Być może uda się jeszcze w tej kadencji Sejmu doprowadzić do uśrednienia wysokości diet, których wartość liczona dla poszczególnych krajów UE służy do obliczania pensji kierowców. Efektem tego ma być redukcja kosztów firm.
Może też więcej firm „przystąpi” do pakietu mobilności. Duże firmy już przetarły szlak. Małym w decyzji może pomóc zapowiedź kontroli. Jak się mówi w branży, w ZUS połapano się, że skoro koszty płac wzrosły o 40 proc., to powinny rosnąć też składki wnoszone przez przewoźników.
Cytaty pochodzą z webinaru ,,Branżometr Inelo 2023. Inflacja - czas wyzwań dla branży TSL” zorganizowanego przez Polski Instytut Transportu Drogowego.
Szukasz magazynu do wynajęcia. Zobacz ogłoszenia na PropertyStock.pl