Z każdym rokiem rośnie w Polsce liczba bankrutujących firm. W 2017 roku niewypłacalność ogłosiło około 5 tysięcy podmiotów. Receptą na upadłości ma być przeszczepienie na polski grunt duńskiego pomysłu.
To program dla tych, które w swojej firmie widzą pierwsze etapy "choroby". Pierwszy etap to wizyta u konsultanta, i właściwie na tym udział w programie może się zakończyć. Drugi etap - "szpital" - to już spotkanie z tak zwanym mentorem. Wiktoria Iwanowska jako jedna z pierwszych zgłosiła się do programu. Obecnie pomaga czterem podopiecznym, ale od początku czuła, że to miejsce dla niej.
- Kiedyś byłam w swoim kryzysie, to bardzo szukałam takiego programu dla przedsiębiorcy, który by mi pomógł rozwiązać ten problem. Każdy menti (podopieczny), że jest to dla niego istotne, by porozmawiać z przedsiębiorcą o tym problemie. Nie z psychologiem, tylko z jakąś firmą, która była w kryzysie i przez ten kryzys przeszła - mówi Wiktoria Iwanowska.
Mentorzy to przedsiębiorcy z różnych branż. Pomagają pro bono. Jak jednak podkreśla doktor Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan, pomoc to jedno, a dobra wola szefa to drugie.
- W mniejszych firmach jest troszkę większy problem, bo często jest tak, że właściciel czy menedżer jest typem człowieka, który wszystko wie najlepiej i bardzo trudno przyjmuje propozycje i rady. Natomiast program "Early warning" nastawiony jest na tych, którzy już dojrzeli do tego, by powiedzieć - OK, moja wiedza, moje doświadczenie są duże, ale jak widać w dzisiejszej rzeczywistości są niewystarczające, i dlatego chcę się uczyć - tłumaczy ekspertka.
W Danii z porad co roku korzysta około 500 firm. PARP chce, by w Polsce było to rocznie około 300 przedsiębiorstw.
Biurowce na sprzedaż i biura do wynajęcia. Zobacz oferty na PropertyStock.pl