Podejście naukowców i przedsiębiorców do wzajemnej współpracy wyraźnie zmienia się na lepsze, co optymistycznie rokuje na przyszłość - ocenili zgodnie uczestnicy sesji „Nauka - biznes - administracja - NGO. Podglebie i systemy wsparcia start-upów w Polsce Wschodniej - próba bilansu i prognozy na przyszłość”, która odbyła się w ramach III Wschodniego Kongresu Gospodarczego w Białymstoku.
Także Roman Engler, rektor Wyższej Szkoły Agrobiznesu w Łomży, podkreślił, że uczelnia uzgadnia z biznesem kierunki kształcenia, a także zatrudnia osoby z doświadczeniem praktycznym, co podnosi wartość kształcenia. - Chciałbym żebyśmy coraz skuteczniej przekonywali pracodawców do współpracy z ludźmi ze świata nauki. Na razie bywa z tym różnie. Ostatnio proponowaliśmy lokalnym pracodawcom zlecenie uczelni prac badawczych i jedyna osobą, która z tego skorzystała, byłem ja. Natomiast dobrze byłoby, gdybyśmy w przyszłości mogli na przykład realizować prace dyplomowe na zlecenie przedsiębiorców - mówił.
Jak podkreślił Tomasz Stypułkowski, prezes Instytutu Innowacji i Technologii Politechniki Białostockiej, powinniśmy koncentrować się wokół współpracy nauki z biznesem. - Kiedy zapytamy przedsiębiorców czy współpracują z uczelniami, 90 proc. odpowie, że tak. Ale już kiedy zapytamy o zakres tej współpracy okaże się, że powszechne odpowiedzi to „zatrudniamy studentów” i „zlecamy tematy prac magisterskich”. To nie jest autentyczna współpraca nauki z biznesem - przekonywał.
Według szefa spółki celowej Politechniki Białostockiej na Zachodzie firmy i uczelnie w zasadzie nie mogą bez siebie funkcjonować, podczas gdy w Polsce obie grupy mają kompletnie rozbieżne cele: firmy chcą zarabiać pieniądze, a uczelnie prowadzić badania naukowe. Co zrobić, żeby po 25 latach rozwodu doprowadzić wreszcie do pogodzenia tych środowisk?
- Przedsiębiorca, który ma potrzebę współpracy ze środowiskiem naukowym, na przykład w celu przebadania czy dany produkt przyjmie się na rynku, może oczywiście iść bezpośrednio na uczelnię, ale bardzo często okaże się, że zniechęcą go zawiłości proceduralne. I tu pojawia się rola spółek celowych uczelni, gdzie wszystko jest negocjowalne. Taki podmiot jest elastyczny, szybki i oferuje usługi takiej samej jakości jak bezpośrednio na uczelni, nawet jeśli nie korzysta z zasobów swojej macierzystej uczelni, a innej szkoły wyższej - tłumaczył Tomasz Stypułkowski.
Jak powiedział Maciej Żywno, wicemarszałek województwa podlaskiego, w regionie podlaskim plan rozwoju współtworzyli przedsiębiorcy, organizacje pozarządowe, uczelnie i to dało drogowskaz na przyszłe lata. - W ramach myślenia o rozwoju naszego regionu wszyscy aktorzy są bardzo istotni, podobnie jak budowanie relacji pomiędzy nimi, przy czym te relacje muszą być na różnych płaszczyznach - ocenił.
Zastrzegł, że czasami trudności zdarzają się z zupełnie nieoczekiwanej strony. - Komisja Europejska oceniła że nasz Regionalny Program Operacyjny jest jednym z najlepszych w zakresie energii odnawialnej. Mieliśmy otrzymać na ten cel 760 mln euro. Tymczasem ustawodawca sprawił, że teraz trzeba go będzie zupełnie przeorientować - powiedział.
Tomasz Zjawiony, wiceprezes Regionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach, podkreślił, że to nie jest tak, że firmy nie chcą pracować z uczelniami. - My się po prostu często nie rozumiemy. Jako przykład mogę podać firmę, która dysponowała już patentem europejskim, a nie otrzymała od uczelni opinii o innowacyjności - powiedział.
Niezależnie od tego zapewnił, że na Śląsku przedsiębiorcy cenią sobie współpracę ze szkołami wyższymi. Zastrzegł przy tym, że uczelnie nie mogą prezentować podejścia, że studenci zdobędą praktyki w miesiąc. - To musi być okres, w którym przedsiębiorcy będzie się opłacało zainwestować swój czas, żeby student miał szansę faktycznie się czegoś nauczyć - przekonywał.
- Wypuściliśmy na rynek w sumie około 10 tys. firm, które nie potrzebują już naszego wsparcia. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie współpraca z uczelniami - powiedział Łukasz Siemieniuk, partner zarządzający Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości w Białymstoku i Lublinie. Przypomniał, że jako pierwsza w regionie współpraca nawiązana została z Uniwersytetem w Białymstoku w 2005 roku, potem była Wyższa Szkoła Finansów i Zarządzania oraz Politechnika Białostocka.
- Dzięki tej współpracy uczelnie w Polsce umożliwiły swoim studentom wykorzystanie zdobytej wiedzy bez wychodzenia poza mury uczelni i postawienie pierwszego kroku w biznesie, bez konieczności zakładania własnej działalności gospodarczej - mówi Łukasz Siemieniuk. Według niego w samym Białymstoku zaowocowało o powstaniem ok. 250 podmiotów, które prawdopodobnie nie ujrzałyby światła dziennego bez tego wsparcia. - Rekordzista zarabiał miesięcznie ok. 64 tys. zł i nie miał ani jednego klienta z Polski. Dzisiaj jego firma, już bez naszego wsparcia, zatrudnia w Białymstoku około 40 pracowników - informował partner AIP w Białymstoku i Lublinie.
Zdaniem Henryka Wnorowskiego to, czym dysponujemy obecnie przy uczelniach, to dobre oprzyrządowanie do tego, aby zacząć prowadzić działalność gospodarczą. - Poza tym, że uczymy studentów jak to robić, mamy jeszcze to miejsce praktycznie drzwi obok, w którym można sobie w biznesie podziałać „na próbę” - mówił. Przytoczył przykład jednego ze swoich studentów, który założył firmę. W tym roku wypracuje ona ok. 3 mln euro eksportu. - Wydaje się, że to podglebie, o którym mówimy w tytule naszej sesji, jest już gotowe - dodał.
Z kolei Tomasz Stypułkowski wyraził wątpliwość, czy nie skończy nam się potencjał do generowania pomysłów. - Dysponujemy całym szeregiem systemów wsparcia, środków finansowych na rynku jest w bród, rodzi się zatem pytanie, czy jeżeli nie zaczniemy dbać o rozwój przedsiębiorczości u podstaw, czyli w systemie edukacji od najmłodszych lat, to nie skończy się to przerostem narzędzi wsparcia nad rzeczywistą przedsiębiorczością - zastanawiał się.
Henryk Wnorowski uspokajał jednak, że taka sytuacja raczej nam nie grozi. - Cały czas mamy deficyt pomysłów na dobre biznesy. Trzeba by młodzi ludzie odważniej patrzyli w przyszłość i wierzyli w swoje możliwości - przekonywał.
Z kolei Tomasz Zjawiony podkreślał, że warunkiem sukcesu w biznesie nie zawsze jest dziś świetny pomysł. - Słowo klucz to marketing i komercjalizacja - mówił. - Wszystko da się dzisiaj sprzedać, dlatego najczęściej nie kupuje się pomysłu na biznes, tylko człowieka, który potrafi odpowiednio go sprzedać.
Także Łukasz Siemieniuk apelował do młodych ludzi, aby nie bali się ujawniać swoich pomysłów biznesowych. - Często przychodzą do nas ludzie, którzy przyznają, że od dawna nosili się z myślą o pomyśle, który ktoś inny właśnie wprowadził w życie i okazało się, że pomysł wypalił, podczas gdy oni nie wierzyli, że ma szanse na realizację i osiągnięcie sukcesu - przestrzegał.
Roman Engler przekonywał, że zarówno środowisko nauki, jak i biznesu powinno wykazywać więcej cierpliwości we wzajemnych relacjach, ale generalnie był zdecydowanym optymistą: jesteśmy skazani na sukces - mówił.
- Marzy mi się taki moment, w którym praca inkubatorów przedsiębiorczości przestanie być potrzebna, bo młodzi ludzie będą mieli takie warunki, tak prostą i przejrzystą drogę, że z powodzeniem będą w stanie rozpoczynać działalność zupełnie samodzielnie - podsumował Maciej Żywno.
Biurowce na sprzedaż i biura do wynajęcia. Zobacz oferty na PropertyStock.pl