Houston, mamy problem. To ostrzeżenie o problemach statku kosmicznego Apollo 13, dziś już właściwie przysłowiowe, będące symbolem wielkich kłopotów, zda się pasować do obecnej sytuacji polskiego lotnictwa.
- Blisko połowa z obecnie posiadanych samolotów bojowych nie lata.
- Po katastrofie w marcu 2019 r. zawieszono loty MiG-29.
- Jeśli loty tych maszyn nie będą wznowione, czeka nas deficyt w obronie polskiego nieba oraz utrata uprawnień przez pilotów.
Jeśli prawdziwe są - a nie ma jak dotąd powodu, żeby w to wątpić - wypowiedzi polityków PiS, na które powołują się media, że uziemione od pięciu miesięcy po serii wypadków myśliwce MiG-29 mogą nie wrócić do lotów, Siły Powietrzne RP, a z nimi cała armia, mają poważny problem.
Przy czarnym scenariuszu nie tylko armia będzie miała problemy na długie lata - z powodu zawieszenia lotów tych samolotów jeszcze większe problemy, niż ma obecnie z otrzymaniem płatności, będzie miał przemysł, zwłaszcza wojskowe zakłady lotnicze, gdzie prowadzono remonty tych maszyn. Gdyby taka decyzja zapadła, przedsiębiorstwa te mogą zostać pozbawione znacznej części zamówień. Ale to problem na oddzielny temat.
MiG-ów-29 mieliśmy do niedawna 31 sztuk. Jednak w czerwcu 2016 r. jedna z maszyn należąca do 22. Bazy Lotnictwa Taktycznego (BLT) uległa uszkodzeniu w wyniku pożaru i została skreślona ze stanu. W grudniu 2017 r. uległ katastrofie w okolicy Kałuszyna koło Mińska Mazowieckiego kolejny samolot z 23 BLT.