Zbyt wcześnie jeszcze na wyciąganie wniosków z wojny rosyjsko-ukraińskiej, ale jedno można już powiedzieć na pewno. Pierwsze dni rosyjskiej inwazji obaliły najbardziej chyba powszechny mit o potędze rosyjskiej armii, modernizowanej od 15 lat. Takiej lekcji rosyjskie siły zbrojne nie dostały od II wojny światowej. Co poszło nie tak?
Zaskoczenie dla analityków
Zdaniem wojskowych analityków i dowódców wszystko zaczęło się od błędnej oceny przeciwnika. Rosjanie zakładali, że zostaną na Ukrainie powitani kwiatami i niemal bez walki wykonają nakreślony plan wojny błyskawicznej. Mieli zająć Ukrainę w 2-3 dni.
Celem zasadniczym było obalenie rządu w Kijowie.
- W pierwszej dobie działanie rosyjskich wojsk było klasyczne, czyli jak najszybsze dotarcie do stolicy i przejęcie ośrodka władzy, ustanowienie rządu marionetkowego oraz zakomunikowanie o odniesionym sukcesie. Kolejne dni to ciężkie walki i coraz większe rosyjskie straty. Plan się nie powiódł - uważa gen. Mirosław Różański, były dowódca generalny Wojska Polskiego, prezes Fundacji Stratpoints.
Rosjanie byli pewni siebie, żeby nie powiedzieć zadufani. Dziś sami Rosjanie przyznają, że inwazja (według rosyjskiej prasy "operacja specjalna") na Ukrainę była całkowitym zaskoczeniem dla rosyjskich elit i środowisk eksperckich.
Rosjanie przyznają teraz, że w ciągu 8 lat w ukraińskiej armii nastąpiły wielkie zmiany. Jakościowo to inne wojsko, z doświadczoną kadrą dowódczą. Siły ukraińskie w momencie rozpoczęcia operacji były trzecią pod względem liczebności armią w Europie - po rosyjskiej i tureckiej.
Zawiodło rozpoznanie
Lista rosyjskich błędów z początku wojny jest znacznie dłuższa. Wśród najważniejszych polscy dowódcy wojskowi i analitycy wymieniają złe, nieskoordynowane działanie zbyt rozdrobnionych grup batalionowych oraz niedostateczną ich koordynację z innymi rodzajami broni, zwłaszcza z artylerią i lotnictwem.
Obok słabego przygotowania zawiodło też rozpoznanie.
- Widzimy coraz więcej spalonych czołgów i transporterów opancerzonych, rozbite kolumny pojazdów. Upatruję w tym winę po stronie ogólnego rozpoznania wojskowego - uważa gen. Piotr Pytel, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Czytaj też:
Wojnę wygrywają logistycy. Rosyjska armia poznaje bolesną dla niej prawdę
Jego zdaniem zabrakło identyfikacji miejsc potencjalnych zasadzek przez zwiad poszczególnych rodzajów wojsk i pododdziałów. Ale wina leży też po stronie głównego zarządu wywiadowczego, który na etapie przygotowań, w okresie bezpośrednio poprzedzającym wojnę, popełnił masę błędów.
Z braku właściwego rozpoznania nie udało się Rosjanom zdobyć absolutnej dominacji w powietrzu. Mimo bombardowań uratowało się wiele ukraińskich samolotów i dronów.
Pododdziały powietrznodesantowe łatwym łupem
Desanty z powietrza nie osiągnęły zamierzonego celu. Ukraińcy atakowali desantujących Rosjan tuż przed opuszczaniem maszyn. Do niszczenia ich lekkich pojazdów skuteczne okazały się nawet kule wystrzeliwane przez snajperów.
Elitarne pododdziały powietrznodesantowe, bez osłony śmigłowców bojowych i lotnictwa, stawały się łatwym łupem ukraińskich żołnierzy, dobrze przygotowanych do takich walk.
Rosyjscy dowódcy bali się meldować przełożonym o usterkach sprzętu i brakach w zaopatrzeniu, aby nie utracić stanowisk. Tak przynajmniej wynika z zeznań wyższych oficerów, których Ukraińcy wzięli do niewoli.
Obecnie Rosjanie zmienili taktykę. Nie atakują już nonszalancko miast. Skupiają się na ich bombardowaniu rakietami i artylerią. Dążą do utrzymania kontroli nad najważniejszymi drogami i węzłami komunikacyjnymi.
Rosjanie zaczęli prowadzić działania w nocy
- Obserwujemy na mapach zaznaczone na czerwono tereny, wskazujące na „rozlewanie się” żołnierzy rosyjskich po terytorium Ukrainy. W rzeczywistości tak nie jest,.. Rosjanie panują wzdłuż dróg, przemieszczają się po nich, zajmują mniejsze miejscowości, walczą o większe miasta. Na drogach atakowane są ich kolumny - przekonuje gen. Mieczysław Gocuł, były szef Sztabu Generalnego WP.
Teraz poruszające się kolumny chronione są przez systemy przeciwlotnicze, które cały czas mają włączone radary. Mają też osłonę śmigłowców. Gen. Dariusz Wroński, były szef Wojsk Aeromobilnych i Zmotoryzowanych, zwraca uwagę na jeszcze jeden szczegół.
Rosyjscy żołnierze zamiast walczyć w dzień, zaczęli prowadzić działania w nocy. Najpewniej są do tego lepiej przygotowani. Stąd ukraińskie apele o przesyłanie noktowizorów, kamer termowizyjnych i innego uzbrojenia do walki nocą.
Właśnie pod osłoną nocy Rosjanie zaatakowali poligon wojskowy w Jaworowie pod Lwowem, 20 km od polsko-ukraińskiej granicy. To atak na znajdujące się tam Międzynarodowe Centrum Operacji Pokojowych i Bezpieczeństwa. Cel? Jasny, chcą przerwać łańcuch dostaw militarnego wsparcia dla Ukrainy, co zapowiadali już wcześniej.
W pierwszych dniach marca dotarła informacja, że przeciwlotniczy Piorun - produkowany w zakładach Mesko - zestrzelił rosyjski samolot szturmowy. Rosjanie negatywnie zaskoczeni są użyciem polskich PPZR Piorun w nocy. To bowiem jedyny system tego typu dostarczony Ukrainie z celownikiem termowizyjnym.
Co będzie dalej?
Najważniejsze dziś pytanie brzmi: co dalej? Rosjanie przegrupowują siły, ściągają do dalszej walki wojska ze wschodu, wyposażone w najnowocześniejsze uzbrojenie, artylerię samobieżną i holowaną, uzupełniają straty i zaopatrzenie. Uaktywniło się rosyjskie lotnictwo. Używają też broni, która jest zakazana przez międzynarodowe konwencje.
Wydaje się, że będzie to wojna na wyczerpanie.
- Za chwilę będzie druga część tej wojny - bardziej groźna. Rosjanie przygotowują się do oblężenia Kijowa, budują rurociąg, który będzie im dostarczał paliwo. Rzucą tam nowe siły. Konflikt jest przygotowywany na trwanie nawet miesiącami - przewiduje gen. prof. Bogusław Pacek, były rektor Akademii Obrony Narodowej, dyrektor Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego.
- Politycznie Putin przegrał już tę wojnę, a militarnie nie jest w stanie jej wygrać - powiedział niedawno prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla BBC. Oby!