Zakaz wychodzenia bez zasłoniętych ust i nosa w większości jest respektowany, bywa jednak łamany w mniejszych miejscowościach - informują lokalne władze. W Libercu straż miejska, policja oraz służby sanitarne dostają około 200 anonimowych informacji dziennie o łamaniu zakazu.
Mniej jest interwencji związanych z pospolitą przestępczością lub ruchem drogowym, więcej tych związanych z ograniczeniami wynikającymi z epidemii koronawirusa.
Policja mandatów nie nakłada, wystarczają pouczenia. Według relacji policjantów z Liberca, leżącego na północny zachód od Pragi, najwięcej skarg, a co za tym idzie - pouczeń, dotyczy palaczy. Maseczki wprawdzie mają, ale żeby zapalić nawet e-papierosy rezygnują z obowiązkowej ochrony.
Według wiceministra zdrowia i przewodniczącego Centralnego Sztabu Kryzysowego Romana Prymuli poza Pragą i wielkimi miastami policja notowała już przypadki otwartych restauracji lub gospód.
Prymula zwrócił uwagę, że w górach często pojawiają się turyści, którzy nie respektują zakazu przebywania w grupach i mają odsłonięte twarze.
Kierownictwo Górskiego Pogotowia Ratunkowego m.in. z Karkonoskiego Parku Narodowego prosi turystów o rozwagę przy spacerach w górnych partiach szlaków. Ratownicy podkreślili, że w przypadku wezwania, do każdej osoby muszą podchodzić jak do osoby zakażonej koronawirusem. Zwrócili także uwagę, że granica między Polską i Czechami jest zamknięta i pomylenie szlaków może mieć konsekwencje karne.
W centrum Pragi wszystkie ograniczenia są respektowane. Zamknięte są hotele, restauracje i sklepy. Działają kantory, ale jak powiedział PAP pracujący w jednym z takich miejsc kasjer, praktycznie nie ma klientów.
Ponieważ należą do systemu Best Western, który pozwala na odbiór gotówki lub jej wysłanie za granicę, muszą utrzymywać działalność.
Na Rynku Starego Miasta po południu w czwartek było pusto. Przed Orlojem, czyli zabytkowym zegarem na gmachu ratusza, stało około 20 osób. Zazwyczaj jest tam kilkuset ludzi.
Nieliczne patrole policji nie muszą nikogo pouczać na wąskich uliczkach Starówki. Podobna sytuacja jest na moście Karola. Nie ma sprzedawców pamiątek, ulicznych grajków, rysowników i zwiedzających. Nieliczni, którzy robią zdjęcia opustoszałej Pragi, wykorzystują to, że wreszcie nic nie zasłania im widoku. Tak powiedział PAP Karel, który z synem i z aparatem fotograficznym czekał na moście na tak zwaną "magiczną godzinę", gdy zmienia się światło. "Byliśmy tutaj wielokrotnie, ale czegoś takiego nie widziałem i nie fotografowałem" - powiedział.
Na moście Karola pojawili się także biegacze, co by było raczej trudne w innych czasach. Zazwyczaj, z uwagi na tłok i ścisk wybierają inne trasy.
Pusto jest także w tramwajach i w metrze. Przy wejściu na perony kolei podziemnej zainstalowane są dozowniki z płynem dezynfekującym. Nie ma ograniczenia liczby osób, które mogą przebywać w pojeździe.
Więcej ludzi widać poza centrum i można tam znaleźć restauracje i bary, które oferują jedzenie na wynos. Można poczekać przy okienku, przez które podawane są także napoje w jednorazowych kubkach i butelkach. Mieszkańcy Pragi zwracają uwagę, że dzięki obowiązującym restrykcjom wraca moda na piwo z beczki, które nalewane jest do dzbanków. Niegdyś był to nieodłączny koloryt czeskich miast.
Z Pragi Piotr Górecki