Indyjskie ministerstwo elektroniki i technologii informacyjnych zakazało dystrybucji ponad czterdziestu aplikacji stworzonych przez firmy chińskie. Powodem wydania rozporządzenia miało być „zagrożenie suwerenności i integralności” Indii. Wniosek o zakaz wystosowało ministerstwo spraw wewnętrznych, opierając się na raportach jednostki odpowiedzialnej za zwalczanie przestępczości cyfrowej.
- Wśród zakazanych programów znalazło się między innymi wiele aplikacji związanych z Alibabą, gigantem e-commerce oraz serwis CamCard, ułatwiający zarządzanie kontaktami biznesowymi.
- Pewne zdziwienie wywołała obecność na liście serwisów randkowych, takich jak WeDate, czy gier. Ich związek z bezpieczeństwem narodowym jest nieoczywisty.
- Już następnego dnia chiński MSZ wezwał Indie do wycofania się z zakazów, które Pekin uważa za złamanie reguł Światowej Organizacji Handlu (WTO).
Można wymienić co najmniej cztery polityczne i gospodarcze powody konsekwentnego blokowania chińskich programów. Po pierwsze, są to retorsje związane z konfliktem granicznym, który w regionie Himalajów pochłonął w tym roku co najmniej kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych wśród żołnierzy indyjskich. W ten sposób New Delhi karze Pekin za spory graniczne.
Rynek cyfrowy pod specjalnym nadzorem
Drugi powód jest głębszy. Indie w rosnącym stopniu zaczęły uważać przestrzeń cyfrową za pole, nad którym należy zacieśnić suwerenną kontrolę państwa. Agresywniej promują interesy podmiotów indyjskich, powodując liczne protesty firm zagranicznych, w tym przede wszystkim chińskich. Giganci cyfrowi z Państwa Środka zaczęli się bowiem na indyjskim rynku dynamicznie rozwijać w ostatnich kilku latach, szczególnie od wprowadzenia w połowie dekady standardu 4G umożliwiającego szybki przepływ danych na urządzeniach mobilnych.Po trzecie, regulatorzy rynku cyfrowego, zdając sobie sprawę z olbrzymiego znaczenia danych dla rozwoju nowoczesnych technologii (w tym np. sztucznej inteligencji), traktują je jako rodzaj cennego surowca. Dlatego starają się kontrolować firmy zbierające dane obywateli Indii. Indyjski odpowiednik RODO jeszcze nie wszedł w życie, więc brakuje kompleksowych reguł zbierania, przechowywania i wykorzystywania danych w cyberprzestrzeni. Zakazy powołujące się na bezpieczeństwo narodowe jawią się jako łatwy środek przywracania kontroli nad przepływem danych.
Po czwarte, na ostatniej liście chińskich programów zakazanych znalazły się aplikacje umożliwiające handel na platformach Alibaby, chińskiego odpowiednika Allegro, który dodatkowo oferuje usługi księgowe, kredytowe oraz ubezpieczeniowe. Ponieważ na Aliexpress są obecne w dużej mierze chińskie produkty, delegalizując tę aplikację rząd indyjski ma zapewne nadzieję na ograniczenie olbrzymiego i ciągle rosnącego deficytu w handlu z Chinami.
Konsekwencją takich działań będzie zapewne dalszy podział internetu, który u swych początków miał być siecią globalną. Chiny od początku blokują swój rynek cyfrowy za pomocą Wielkiego Muru Cyfrowego, ograniczając dostęp do treści znajdujących się na serwerach poza Państwem Środka. Obecnie obserwujemy rosnący mur między chińskim a indyjskim internetem.
Więcej komentarzy o Azji na stronie Instytutu Boyma