Gen. Kenneth McKenzie, dowódca amerykańskich wojsk na Bliskim Wschodzie i w Afryce, oświadczył w Senacie, że za środowym zamachem na bazę wojsk koalicyjnych pod Bagdadem stoją prawdopodobnie szyickie bojówki - te same, które dokonywały wcześniejszych ataków na siły USA.
Podczas wysłuchania przed komisją ds. sił zbrojnych amerykańskiego Senatu, McKenzie powiedział, że choć USA wciąż badają sprawę ataku z środy, główne podejrzenie spada na bojówkę Kataib Hezbollah. To sprzymierzona z Iranem grupa, która w grudniu dokonała ataku na amerykańską ambasadę w Bagdadzie.
"To jedyna grupa, o której wiemy, że przeprowadzała wcześniej ataki na tę skalę przeciwko siłom USA i koalicji" - powiedział generał stojący na czele Centralnego Dowództwa USA. Jak ocenia agencja Reuters, wypowiedź wojskowego "otwiera drzwi do potencjalnej eskalacji z Teheranem".
W środowym ataku rakietowym zginęło dwóch żołnierzy amerykańskich i jeden brytyjski, a ok. 12 zostało rannych.
Wśród rannych jest żołnierz z Polski. Jak poinformowało w środę Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych RP, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
"Jestem w stałym kontakcie z gen. Piotrowskim, Dowódcą Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych. Polscy żołnierze są bezpieczni, a sytuacja w bazie jest na bieżąco monitorowana" - oświadczył na Twitterze minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.
Jak wynika z oficjalnego komunikatu Operacji Inherent Resolve - międzynarodowej misji przeciwko IS - na bazę at-Tadżi spadło w środę 18 rakiet typu Katiusza.
W czwartek we wschodniej Syrii doszło natomiast do zbombardowania przygranicznych obozów Sił Mobilizacji Ludowej, irackich bojówek popieranych przez Iran. Jak podaje BBC za Syryjskim Obserwatorium Praw Człowieka, w wyniku nalotu zginęło 26 osób.
Syryjska agencja SANA opisała atak jako "agresję" przeprowadzoną przez niezidentyfikowany samolot. Jak zauważa BBC, choć nie jest pewne, kto był autorem ataku, doszło do niego tuż po ataku na at-Tadżi. Dowództwo koalicji nie odniosło się do sprawy.