- Prezentów oczekują na każdym kroku i za wszystko. Szczególnie od białego. Za wykonanie swojej pracy, za którą dostają oczywiście ustaloną wcześniej pensję, też – przyznaje inwestor działający w Afryce Wschodniej. To nieodosobniona opinia na temat korupcji, bakszyszu, łapówek i prezentów. Zapytaliśmy działających na Czarnym Lądzie lobbystów i inwestorów, na co biznesmeni spoglądający na ten kontynent powinni się przygotować. Odpowiedzieli bez nazwisk i podawania kraju, w którym są obecni.
- Granica między łapówką a prezentem za okazaną pomoc jest niekiedy płynna
- Lokalne zwyczaje i silna rola relacji towarzyskich a nie prawo regulują co można, a czego nie należy robić
- Bez dodatkowych zachęt też można prowadzić interesy, lecz wszystko trwa dłużej i nie ma pewności, że zostanie zrobione
Afryką co chwila wstrząsają afery korupcyjne. Prowadzone są gigantyczne śledztwa, padają nawet rządy.
Jak w RPA. W lutym tego roku prezydent Jacob Zuma podał się do dymisji ze skutkiem natychmiastowym. Jego następca, Cyryl Ramaphosa w pierwszym przemówieniu wygłoszonym po nominacji powiedział, że jednym z głównym celów będzie walka z korupcją.
Zuma został zmuszony do rezygnacji po licznych aferach obyczajowych (m.in. podejrzenie zgwałcenia córki przyjaciela) oraz gospodarczych, które sięgają mającej hinduskie korzenie rodziny Guptów, jednej z najbogatszych działających w RPA. Familia miała załatwiać dla swoich członków stanowiska państwowe i otrzymywać rządowe kontrakty, dzięki znajomości z byłym prezydentem. Zuma ma także osiemnaście zarzutów o korupcję przy kontraktach zbrojeniowych. W zeszłym roku zarzutów miał ponad 780 m.in. o oszustwa i pranie pieniędzy.
Pośrednictwo niekontrolowane podatkiem
Nasi rozmówcy przyznają, że w Afryce wręczanie różnych korzyści "jest naturalne". Nie ma się poczucia uczestniczenia w przestępstwie, czy szarej strefie. Po prostu, jeśli coś ma być szybciej, lepiej, bezpieczniej załatwione, trzeba zapłacić.Lobbysta z Afryki Zachodniej opowiada, że tam, gdzie działa 99 proc. dużych, międzypaństwowych przetargów, są też kontrole ekspertów z międzynarodowych instytucji jak np. ONZ.
– A ci nie wezmą, żeby ustawić jakiś przetarg. Do takich przetargów staje się i wygrywa, mając np. lepszą technologię – mówi.
Ale już w lokalnych zamówieniach, zgodę wydaje zawsze minister jakiegoś resortu.
– Tu to już różnie bywa. Jest system załatwiania takich spraw, np. zakupu gruntów - dodaje nasz rozmówca.
Nikt nic nie weźmie "pod stołem" przed załatwieniem takiej sprawy. Ale należy w rozmowie uzyskać zapewnienie jej pozytywnego załatwienia. - Gdy już zostanie sfinalizowana, takie pośrednictwo nazywa się niekontrolowanym podatkiem przy realizowaniu biznesu i zwyczajowo wynosi trzy procent od wartości transakcji. A w urzędzie, od decyzji którego zależy nasza sprawa, warto zacząć zaprzyjaźniać się "małymi kwotami" z pracownikami także niższego szczebla. - To zawsze procentuje – radzi polski biznesmen.
- W lokalnej mentalności nie istnieje świadomość, że oni żądają od ciebie bakszyszu. Oni zawsze proszą. Na przykład policjant, który zatrzyma nas na drodze. Każdy będzie sprawdzał papiery i to czy samochód ma sprawny klakson. Po prostu trzeba zatrąbić. Jak działa, to jest Ok. Ale i tak policjant poprosi o, w przeliczeniu, 5 zł na śniadanie i poda jakieś wyjaśnienie.
Policjant się przydaje też, gdy nam skradną plecak. Można umówić się z nim, że jak znajdzie, to dostanie nagrodę. W zależności co było w plecaku - np. paszport, aparat, ubranie - taka przysługa może kosztować w przeliczeniu do 50 euro.
Za zarejestrowanie firmy w urzędzie trzeba zapłacić, w przeliczeniu, od 50 do 350 zł. A jeśli taka procedura jest realizowana z udziałem lokalnego adwokata, to "od białego" zażąda on 2 tys. zł w przeliczeniu, choć od miejscowego wziąłby 500 zł. – Zawsze trzeba się więc targować co do ostatecznej kwoty – radzi lobbysta.
Ale może być też tak, że prawnik poprosi o wkład finansowy w trakcie załatwiania sprawy, na jakieś opłaty. I zapewnia, że gdy sprawa nie zostanie załatwiona, wkład odda. – Wszystko jest na twarz. Daję w przeliczeniu 500 euro. Nie załatwił, nie oddał, nie do odzyskania. Trzeba wpisać w straty.
Przyspieszenie w znalezieniu jakiegoś dokumentu, stempel na dokumencie, żeby był nie za trzy dni a za trzy minuty - taksa wynosi 20 zł. – Urzędnik zawsze może powiedzieć, że nie ma czasu, a sprawa trudna, bo wymaga np. odszukanie w segregatorze jakiegoś papierka.
Poznaj doświadczenia polskich firm w Afryce
Ramadan i imam
Jedno z droższych opłat za niekontrolowane"pośrednictwo" występuje w relacjach z celnikami. Np. gdy dokumenty producenta nie zgadzają się z towarem, bądź są nawet sfałszowane. Urzędnik wtedy może odstąpić od wymaganego badania, a co za tym idzie wielodniowego przetrzymywania towaru. Ale tu stawki są negocjowane indywidualnie.
Kolejny rozmówca przyznaje, że pośrednicy uzależniają wysokość niekontrolowanego podatku od wartości transakcji, ale i tak trzeba się targować. – Można nawet 30 proc. stargować tego, co się ustaliło. Szczególnie mając świadomość, że jest się białym, czyli że miejscowy zawsze będzie chciał wziąć od nas więcej.
Biznesmen z Afryki Zachodniej mówi, że jedną z form zapłaty za jakąś większą pomoc w załatwianiu sprawy, jest obietnica zatrudnienia kogoś z rodziny. – To zawsze działa. I trzeba się z tego wywiązać, bo zazwyczaj jest to brat, siostra, ktoś z bliskiej rodziny urzędnika, który może być jeszcze nam potrzebny.
Lobbysta z tego rejonu Afryki zdradza też, że są dwa całkiem legalne sposoby korzystnego załatwienia dla siebie sprawy.
– Pierwszy sposób to dzień prezentów, taka nasza Wigilia, na zakończenie Ramadanu. Wtedy muzułmanie dają sobie nawzajem mnóstwo prezentów, przeróżnych, każdy każdemu. I tego dnia można iść do urzędnika, od którego coś zależy w naszej sprawie, np. z zegarkiem lub aparatem telefonicznym. Przy okazji napominamy o naszej sprawie. I to nie jest w tamtejszym prawie zakazane – mówi lobbysta.
Drugim sposobem jest poproszenie o pomoc imama. – Ma większe przełożenie na lokalną społeczność niż u nas ksiądz. Jeśli się ma jakiś duży problem, coś lokalnie nie wychodzi, należy dowiedzieć się, który imam jest najbardziej szanowany. Umawiamy się na spotkanie i mówimy, że tak piękny jego meczet, powinien być wsparty jakimś datkiem. Nie oszczędzamy na tym. Imam zapyta czy mamy jakiś kłopot. Jak nie zapyta, to sami, podczas rozmowy wspominamy o problemie. Taka pomoc imama jest skuteczna – zapewnia.
Afryka ma mobile pieniądze, swój własny spotify i więcej użytkowników facebooka niż Europa
Co łaska na colę
W Afryce Wschodniej stawki są nieco inne i zwyczaje też. Inwestor operujący na tym terenie zaczyna od najprostszych spraw.- Jadąc codziennie samochodem jest się zatrzymywanym przez policję średnio raz na tydzień. Za każdym razem funkcjonariusz sprawdza prawo jazdy, ubezpieczenie, czy są apteczka i gaśnica. Policja szuka pretekstu, aby dostać parę groszy. Jeśli zrobiło się przewinienie, to trzeba zapłacić 5 - 10 dolarów. Jeśli przewinienia nie było, to i tak proszą o kasę na herbatę czy colę.
Przyznaje on, że na Wschodzie w urzędach pewne sprawy można jednak załatwić bez łapówek. - Ale okres oczekiwania będzie bardzo, bardzo długi. Proste pozwolenia lub uzyskanie zgody bez łapówki trwa 3 dni, z łapówką 15 minut. Jeżeli sprawy są poważniejsze, to bez łapówki przyjdzie czekać nawet kilka lat. Niekiedy urzędnicy czy policjanci otwarcie domagają się łapówki, czasem czekają na propozycję. – Bo ludzie sami są przyzwyczajeni do tego systemu i sami dają takie prezenty. Nawet gdy ich nikt nie żąda - dodaje rozmówca.
Jeśli coś się wydarzy i trzeba udać się do szpitala to "w publicznym, bez łapówki, można sobie poleżeć w poczekalni".
W urzędach np. pozwolenie wizowe trzeba płacić od 100 dol. wzwyż. Umorzenie drobnej sprawy na policji - to 200, 300 dolarów.
Według naszego rozmówcy, przetargi lokalne są kontrolowane przez zaufanych od początku. A ponieważ na Wchodzie urzędnicy nie za bardzo chcą prosić białych o pieniądze, każą przyjść następnego dnia i tak kilka razy pod rząd. Aż ktoś ma dość i sam proponuje łapówkę.
Rosjanin, czyli prestiż
W interesach z Arabami z państw Maghrebu też dobrze znaleźć zaufanego pośrednika. Jeden z biznesmenów tak opowiada.
- Pracowałem w branży turystycznej. W jednym z hoteli grupa arabskich inwestorów organizowała event, z wyższej półki. Znajomy polecił mnie do organizacji i przygotowywałem całą dobę tę imprezę. Ale jako Rosjanin. Nie wiem dlaczego, lecz w Maghrebie bardzo się podoba Rosja. A wynajęcie do organizacji eventu białego, w dodatku Rosjanina, zwiększało jego prestiż.
Biznesmen umówił się na stawkę i po wykonaniu zamówienia poszedł po należność.
– Organizator, szef lokalnej społeczności arabskiej, dał mi jedną czwartą należnej sumy. Mówi, że nie ma więcej, bo poniósł straty, a po resztę mam przyjść za tydzień lub dwa. Ale ja tego samego dnia poszedłem do znajomych z branży turystycznej i opowiedziałem o tym. Okazało się, że moi znajomi znali dalszego kuzyna tego szefa. Poszedłem z kuzynem do hotelu, w którym szef załatwiał biznesy. Kuzyn posadził mnie w holu i kazał się nie ruszać. Szef kilka razy mnie mijał, nic nie mówił. Po bodaj sześciu godzinach kuzyn zaczął z nim rozmowę. Ale w ten sposób wysiedziałem zwrot należnych pieniędzy.
Po wszystkim pytam kuzyna szefa, ile należy mu się za pomoc. Powiedział, że nic. Jednak znajomi doradzili, że kuzynowi szefa spodobała się moja kurka jeansowa Levisa. Dałem mu ją. Potem okazało się, że polecił mnie do kolejnej pracy.
Jak inwestować w Ghanie, Kenii, Namibii, Nigerii, RPA czy Rwandzie?
Konkurencja
Grupa inwestorów z Afryki Środkowej mówi, że korupcja to duży problem. Trzeba się po prostu z tym liczyć, analizując ryzyka.
Nasi biznesmeni przyznają też, że najbardziej niebezpiecznym przejawem korupcji w Afryce jest wykorzystywanie jej przez nieuczciwą konkurencję. Chodzi o skorumpowanie przez konkurencję osoby, która może nam zaszkodzić. Tym bardziej, że w Afryce silne są związki rodzinne i plemienne, w niektórych miejscach silniejsze niż te państwowe. Dlatego zdarzają się np. przypadki nielegalnego rekwirowania majątków firm. Może dojść do blokady kont bankowych, albo "tylko" cofnięcie wiz.
Dlaczego więc, mając taką wiedzę, inwestorzy działają na tym kontynencie? - Zyski dla firm i szanse na wzrost są tego warte – odpowiadają.