Ścisła współpraca w gospodarce cyfrowej może być coraz ważniejszym łącznikiem USA i Indii. Amerykańskie fundusze podwyższonego ryzyka (venture capital) gotowe są zaryzykować miliardowe inwestycje w spółki technologiczne na perspektywicznym indyjskim rynku. To dodatkowy filar współpracy obu mocarstw.
- Choć Waszyngton i Delhi dzieli wiele w polityce handlowej, łączy je również coraz ściślejsza współpraca w dziedzinie badań naukowych, eksploracji kosmosu, sprawach bezpieczeństwa i obrony.
- Niektóre z indyjskich startupów stały się „jednorożcami”, czyli zostały wycenione na ponad miliard USD, nie będąc jeszcze notowanymi na rynku publicznym.
- Jednak nieprzewidywalność rządu wraz z nieprzewidywalnością wystraszonego epidemią rynku mogą sprawić, że indyjskie startupy przenosić się będą do miejsc takich jak Singapur, który zdusił na razie liczbę zachorowań na COVID-19.
Niektóre z indyjskich startupów stały się „jednorożcami”, czyli zostały wycenione na ponad miliard USD, nie będąc jeszcze notowanymi na rynku publicznym. Do największych należą OYO rooms, oferujący pośrednictwo w noclegach, specjalizujący się w płatnościach elektronicznych Paytm, internetowy supermarket BigBasket, Ola, pośrednik w przejazdach zwany indyjskim Uberem czy BlackBuck, platforma pośrednictwa na rynku frachtu. Żadne z nich nie przynosi jeszcze zysków, mimo wysokiej wyceny i obrotów rocznych wahających się wedle danych tygodnika “The Economist” między 250 mln a 1 mld USD.
Potrzebują więc ciągłego dostępu do kapitałów, o które trudno w Indiach, zmagających się z ograniczoną płynnością w sektorze finansowym. Fundusze najszerszym strumieniem płyną z zagranicy. Według Bain and Company tylko w zeszłym roku inwestycje firm typu venture capital wyniosły na Subkontynencie około 10 mld USD. Choć to jedenastokrotnie mniej niż w USA oraz trzyipółkrotnie mniej niż w Chinach, indyjskie inwestycje funduszy podwyższonego ryzyka skalą przerastają tego typu kapitał zaangażowany w największych gospodarkach UE.
Znaczna część inwestycji w Indiach pochodziła ze Stanów, z których od piętnastu lat kapitał płynie dzięki takim firmom, jak Sequoia Capital, Accel, Lightspeed czy Norwest. Dużą rolę odgrywa w tym indyjska diaspora, liczna w kalifornijskiej Dolinie Krzemowej. Jest to jeden z powodów, dla których na razie Amerykanom znacznie ustępują miejsce chiński Alibaba czy Tencent oraz fundusze singapurskie, które w Indiach również szukają pomysłów biznesowych na miarę nowego Facebooka czy Google’a. Obecnie symbolem amerykańskich inwestycji w indyjski sektor nowych technologii jest przejęcie Flipcarta przez Wallmart w 2016 za 16 mld USD, które wraz z intensywnym wejściem Amazona zrewolucjonizowało indyjski e-commerce.
Potrzeba jednak przejrzystego prawa inwestycyjnego i stabilnych reguł, aby symbioza amerykańskiej technologii i funduszy z indyjskimi talentami inżynierskimi mogła się rozwijać. Rząd Modiego lubi jednak zaskakiwać inwestorów nowymi regulacjami, o czym boleśnie przekonał się ostatnio Paytm, kiedy rząd gwałtownie zmniejszył prowizje w płatnościach elektronicznych. Podobnego szoku doznał serwis OYO, na skutek załamania rynku turystycznego w związku z pandemią koronawirusa.
Nieprzewidywalność rządu wraz z nieprzewidywalnością wystraszonego epidemią rynku mogą sprawić, że indyjskie startupy przenosić się będą do miejsc takich jak Singapur, który zresztą zdusił na razie liczbę zachorowań na COVID-19. Jednak dostęp do olbrzymiego i dość otwartego indyjskiego rynku, a co za tym idzie do danych ponad 600 mln indyjskich użytkowników internetu, będzie sprawiał, że wszystkie liczące się spółki technologiczne oraz obsługujące je instytucje finansowe będą chciały nadal zaznaczać swoją obecność w Indiach.
Czytaj także: Megainwestycje i ogromne zapomogi. Giganci z Azji też wyciągnęli tarcze