11 lipca Bloomberg doniósł o rozmowach, jakie mają prowadzić przedstawiciele USA z ich odpowiednikami w krajach regionu Indopacyfiku w sprawie umowy regulującej zasady świadczenia usług w cyberprzestrzeni i handlu cyfrowego. Dokument znany jest pod roboczą nazwą Digital Trade Deal. Projekt ten jest we wstępnej fazie przygotowań i wedle doniesień agencji może dotyczyć na razie takich państw jak Australia, Kanada, Chile, Japonia, Nowa Zelandia i Singapur.
- Digital Trade Deal to także część amerykańskiej odpowiedzi na liczne umowy handlowe zawierane w regionie Indopacyfiku.
- Pierwotnie to USA były motorem integracji handlowej w Azji i na Pacyfiku. W ostatnim dziesięcioleciu kwestie umów o wolnym handlu stały się jednak politycznie bardzo kontrowersyjne w Stanach Zjednoczonych.
- Jeśli układ o handlu elektronicznym wszedłby w życie, sygnatariusze wypełniliby częściowo próżnię, jaka powstała w wyniku paraliżu Światowej Organizacji Handlu.
Jeśli potwierdziłyby się doniesienia sugerujące, że wzorem dla umowy ma być układ japońsko-amerykański z października 2019 r., to porozumienie miałoby duże znaczenie dla międzynarodowych standardów handlu i świadczenia usług elektronicznych. Waszyngton i Tokio zgodziły się wtedy m. in. na nienakładanie ceł na e-booki, filmy w wersji cyfrowej czy gry wideo. Ponadto obie strony uzgodniły zasady handlu, świadczenia usług i transferu danych użytkowników ponad granicami państw.
Dwustronny układ japońsko-amerykański zawiera kilka istotnych zasad. Po pierwsze, transfer danych klientów do serwerowni położonych w innym państwie musi być co do zasady możliwy. Wyklucza więc to wprowadzenie przez jedną ze stron wymogu lokalizacji centrów danych w konkretnym kraju. Po drugie, porozumienie zarówno określa zasady prywatności konsumentów, jak i daje regulatorom rynku i organom nadzorczym prawo dostępu do informacji cyfrowych w takim zakresie, by te mogły wykonywać swoje funkcje kontrolne. Nadzór dotyczy w większej mierze usługodawców niż konsumentów. Po trzecie, układ reguluje sposób wykonywania płatności elektronicznych i świadczenia usług finansowych. Po czwarte, dostawcy usług elektronicznych mają w podobny sposób zabezpieczać systemy przed cyberatakami. Taka koordynacja może zaś doprowadzić do uwspólnienia standardów w tym zakresie i zwiększenia bezpieczeństwa operacji.
Zobacz także: Chiński eksport sporo zyskał na pandemii - najwięcej na świecie
Jeśli układ o handlu elektronicznym wszedłby w życie, sygnatariusze wypełniliby częściowo próżnię, jaka powstała w wyniku paraliżu Światowej Organizacji Handlu (WTO). Reguły tej ostatniej ustalają zasady przepływu dóbr, ale nie są wystarczające w dobie gospodarki opartej na usługach, zwłaszcza cyfrowych.
Digital Trade Deal to także część amerykańskiej odpowiedzi na liczne umowy handlowe zawierane w regionie Indopacyfiku. Jak na początku lipca zapowiadał Kurt Campbell, wysoki urzędnik Waszyngtonu ds. polityki azjatyckiej, USA przygotowują obecnie zestaw rozwiązań, które umocniłyby amerykańską pozycję gospodarczą na Indopacyfiku i jednocześnie byłyby atrakcyjne dla państw regionu.
USA wracają do gry
Pierwotnie to USA były motorem integracji handlowej w Azji i na Pacyfiku. W ostatnim dziesięcioleciu kwestie umów o wolnym handlu stały się jednak politycznie bardzo kontrowersyjne w Stanach Zjednoczonych. Dla Waszyngtonu korzystne było to, że wiązały silniej inne gospodarki z amerykańską i były platformą do ekspansji dla koncernów z USA. Jednak umowy te prowadziły również do przenoszenia produkcji i związanych z nią miejsc pracy do państw o niższych kosztach zatrudnienia. W następstwie import wyprodukowanych poza USA towarów pogłębiał deficyt handlowy Ameryki.Z tych ostatnich powodów administracja prezydenta Trumpa wycofała w 2017 r. USA z negocjacji transpacyficznego porozumienia handlowego (TPP). Wcześniej promował je prezydent Obama jako sposób na przeciwstawienie się gospodarczej ekspansji Chin i ożywienie gospodarek regionu.
Pozostałe państwa negocjujące TPP, w tym Japonia, Australia, Kanada i Chile, zawarły układ CPTPP (Comprehensive and Progressive Agreement for Trans-Pacific Partnership). Z drugiej strony między państwami Azji Południowo-Wschodniej (APEC) a ich partnerami handlowymi, takimi jak Australia, Korea Południowa, Japonia i Nowa Zelandia zawarto w zeszłym roku układ RCEP. Największą gospodarką objętą porozumieniem są Chiny.
Czytaj również: Japonia odrywa łańcuchy dostaw od Chin
Zdaniem “South China Morning Post” pierwsze reakcje państw Azji Południowo-Wschodniej są raczej ostrożne. Znaczącą pozycję rynkową w handlu i usługach cyfrowych zdobyły tam podmioty, których akcjonariuszami są chińskie Alibaba i Tencent. Ci giganci niechętnie patrzą na konieczność podporządkowania się regulacjom pochodzącym pośrednio z Waszyngtonu.
Jeśli amerykański pomysł na cyfrowy układ handlowy na Indopacyfiku zmaterializuje się, a RCEP wejdzie po ratyfikacji w życie, na Indopacyfiku mogą równolegle funkcjonować trzy reżimy handlowe. Po pierwsze RCEP, skupiony na handlu towarami, z największą gospodarką chińską. Po drugie układ handlowo-inwestycyjny CPTPP, w którym nie ma żadnej z dwóch największych ekonomii globu. Po trzecie zaś Digital Trade Deal, w którym niekwestionowanym liderem byłyby USA. Handel usługami cyfrowymi jest bowiem w Ameryce politycznie mniej kontrowersyjny, gdyż mniej obciąża bilans handlowy USA i nie naraża na utratę miejsc pracy w Stanach Zjednoczonych.
Więcej komentarzy o Azji na stronie Instytutu Boyma