Jakie są najlepsze sposoby na to, by móc wyciągać korzyści z mnożących się w gospodarce danych? Jak radzimy sobie z problematyką big data w Polsce? Jakie są perspektywy dla polskiej gospodarki związane z wykorzystaniem danych? Co nam grozi, jeśli prześpimy sprawę efektywnego korzystania z danych? Takie pytania zadaliśmy czołowym menedżerom firm, które pracują na dużych zbiorach danych zajmują się na co dzień.
- Atutem Polski są zdolni informatycy i kreatywne firmy.
- Z drugiej strony wiele krajowych przedsiębiorstw ciągle nie widzi interesu w zaawansowanym przetwarzaniu danych.
- Tymczasem cyfrowe dane stają się właśnie nową "ropą" dla gospodarki.
Piotr Dardziński, prezes Sieci Badawczej Łukasiewicz:
Na pewno duży potencjał tkwi w agregowaniu i wykorzystaniu danych publicznych, szczególnie z obszaru zdrowia. Telemedycyna i bioinformatyka są bardzo cenne już dzisiaj i będą się szybko rozwijać. Żeby móc zastosować sztuczną inteligencję w obszarze zdrowia, trzeba mieć najpierw duże bazy danych, a te w dużej mierze istnieją już dziś w zasobach publicznych. Optymizmem napawa to, że obecnie administracja rządowa jest otwarta na to, żeby te dane były przetwarzane i wykorzystywane dla dobra pacjentów.
Czytaj także: Polska gospodarka oparta na danych warta ponad 6 mld euro
Z drugiej strony czuję też pewną obawę, jeśli idzie o korzystanie z danych w przedsiębiorstwach. Na razie nie jest z tym dobrze. A przecież wiele firm ma możliwość gromadzenia danych, ich analizowania i czerpania z tego korzyści. Tylko że na razie brakuje koncepcji, jak to robić.
Firmy dość powszechnie stoją dziś przed wyzwaniem cyfryzacji działalności. Aby to jednak mogło się udać, potrzebne są odpowiednie kadry. Nie możemy więc pozwalać sobie na ucieczkę wykształconych w technologiach cyfrowych ludzi. Wydaje się jednak, że zatrzymywanie takich ludzi jest w zasięgu coraz większej liczby polskich firm.
Trzeba przekonywać przedsiębiorców, że powinni to robić, uświadamiać im wagę problemu. A że przedsiębiorcy są z zasady stosunkowo racjonalni, to najlepiej jest to robić przez pokazywanie im korzyści, konkretnych zysków, które mogą dzięki temu osiągnąć w przyszłości. Należy również przekonywać, że warto być cierpliwym. Bo też w ogóle w badaniach i rozwoju potrzeba cierpliwości.
Czytaj również: Europa nam uciekła. Chcemy być 4.0, a nie jesteśmy nawet 3.0
Problem emigracji kadr dotyczy też polskiego systemu szkolnictwa wyższego. Na szczęście mamy już przykłady pozytywnych projektów. W 2019 roku zostało ufundowano choćby 30 stypendiów dla wybitnych doktorantów, którzy specjalizują się w obszarze sztucznej inteligencji a jednocześnie są zatrudnieni w przedsiębiorstwach. Mogą więc łączyć pracę nauką z realnymi zastosowaniami. Taka liczba stypendiów na pewno jednak nie rozwiązuje wszystkich problemów, dlatego konieczne są dalsze działania i mamy plan, jak to zrobić. Firmom jednak brakuje chyba świadomości, że warto iść w tym kierunku.
Rewolucja cyfrowa jest traktowana jako kolejna rewolucja technologiczna i wręcz cywilizacyjna. Jest jasne, że jeśli nam by się nie udało, to przegralibyśmy wszyscy. Nie tylko przedsiębiorcy, których firmy straciłyby swoją konkurencyjność, ale też wszyscy którzy dla nich pracują i z nimi współpracują. Przegralibyśmy w ogóle jako państwo, bo bez rozwoju firm będzie brakować przychodów z podatków na utrzymanie całej sfery publicznej.
Stanisław Bochnak, strateg ds. biznesowych firmy VMware Polska, dostawcy oprogramowania dla firm:
W świecie, w jakim żyjemy nie ma już mowy dyskusji o warunkach, jakie trzeba spełnić, by dane stały się "ropą" nowej gospodarki. One już nią są. Nie możemy również mówić też o perspektywach, bo te są dzisiaj już prawie nieograniczone, a gospodarka oparta o dane to nie jest perspektywa. To konieczność.
Proszę zobaczyć, że przetwarzanie danych to już nieodłączny element nawet najprostszych czynności. Poranny budzik w smartfonie informuje nas o rozpoczęciu nowego dnia. Smartwatch monitoruje naszą aktywność podczas biegu, by następnie przekazać informacje o dystansie do naszego telefonu. Tuż przed pracą kawę kupujemy dzięki płatnościom mobilnym.
Cały ten czas w działaniu są aplikacje, które w ułamkach sekund, całymi dniami i miesiącami przetwarzają ogromne ilości danych. Jak ogromne, to pokazuje sam aplikacyjny krajobraz. Jeszcze 10 lat temu na całym świecie było około 52 mln aplikacji. Dzisiaj jest ich już ponad 335 mln, a wciągu najbliższych pięciu lat dobijemy do prawie miliarda.
Te wskaźniki najdobitniej pokazują, że rozwój technologii doprowadził do rozkwitu cyfrowego życia, którego głównym paliwem są dane. Żyjemy już nie tylko w świecie realnym, ale i wirtualnym. To nie jest tylko trend, to się dzieje na naszych oczach.
Biznes oraz instytucje publiczne muszą się do tej sytuacji dostosować, albo cześć organizacji zniknie z rynku. W cyfrowych czasach, w jakich przyszło nam żyć, sukces danej firmy uzależniony jest od tego, jak szybko potrafi wyciągać wnioski ze zgromadzonych danych. Dzięki temu organizacje mogą modyfikować swoje produktu, usługi czy aplikacje, by gwarantowały lepszą jakość usługi dla użytkowników końcowych.
Nie wystarczy dzisiaj wywiesić w witrynie sklepowej wywieszki "promocja" pozyskać serca i umysły współczesnych "cyfrowych tubylców". Organizacje muszą inwestować w rozwój spersonalizowanych doświadczeń.
Oznacza to również zapewnienie wszystkim użytkownikom, zarówno pracownikom, jak i klientom, dostępu do informacji potrzebnych do podejmowania świadomych decyzji, i to w czasie rzeczywistym. Jest to o tyle ważne, że według badań, do 2020 roku doświadczenie konsumenckie lub pracownicze, będzie mocniej budować lojalność do marki niż cena czy pensja.
Polscy przedsiębiorcy z tematyką big data radzą sobie w bardzo umiarkowany sposób. Firmy mają bowiem do czynienia z dwoma dużymi obszarami big data: dane o klientach/konsumentach oraz dane o procesach i urządzeniach wewnątrz organizacji. I mamy do czynienia z dwoma typami strategii: client intimacy i cost competition. Big data o klientach jest najważniejsze dla tych, którzy adresują klienta końcowego (konsumenta) i zakładają strategię typu "client intimacy".
Facebook czy Google to wiodące przykłady z tego obszaru, bo profilują użytkowników bardzo precyzyjnie, więc ta intymność jest największa. Ale są wyjątkowi również dlatego, że działają całkowicie w cyfrowym świecie.
Dla przedsiębiorców, którzy działają w świecie fizycznym lub dla takich, którzy działają na rynku B2B, a nie adresują bezpośrednio konsumentów sytuacja jest odmienna. Ci "fizyczni" muszą najpierw mieć sposób na zgromadzenie danych np. przez aplikacje lojalnościowe na telefonach, dopiero potem będą mieć użyteczne zbiory danych. I dopiero na tych zbiorach można przeprowadzać różne analizy, które potwierdzą realną wartość inwestycji.
Przy czym, żeby mówić o big data potrzeba naprawdę bardzo dużej próby danych. Więc mamy tu trochę problem kury i jajka. Potrzebujemy kupić kurę, żeby znosiła jajka, ale póki nie spróbujemy jajka, nie mamy pewności czy warto inwestować w kurę. W efekcie proces upowszechniania big data (i skojarzonego z nim machine learning) to nie jest proces, który toczy się bardzo powszechnie i bardzo szybko.
Oczywiście są nagłaśniane wyjątki i niszowe zastosowania, ale to właśnie są wyjątki i nisze. Jeśli spojrzymy na branże to banki i przedsiębiorstwa FMCG mają tu największy potencjał, ale różnie z niego korzystają.
Możemy się spodziewać, że w przyszłości doszlusują do nich branże przemysłowa i zdrowia "dla bogatych" (industrialne i indywidualne IoT i sieć 5G dostarczą powodzi danych big data do optymalizacji procesów wewnętrznych, predykcyjnych napraw itp.), ale mówimy tu raczej o perspektywie kilkuletniej.
Rafał Orawski, prezes BPSC, firmy specjalizującej się w rozwiązaniach cyfrowych dla przedsiębiorstw:
W dzisiejszym biznesie nie można podnosić efektywności finansowej i stopy zwrotu z kapitału bez analizy danych i wsparcia ze strony zaawansowanych systemów informatycznych. Dane są paliwem zasilającym zaawansowane IT.
Podstawowym narzędziem służącym do pracy z danymi jest system klasy ERP. Rozwiązania tej klasy są dziś nie tylko pomocą w gromadzeniu informacji, ale również aktywnie wspomagają podejmowanie decyzji we wszystkich obszarach, wpływających na zwiększanie przychodów, obniżanie kosztów i efektywne wykorzystanie kapitału. Są nie tylko niezbędne do wsparcia w przeprowadzaniu usprawnień procesów i decyzji, ale również same potrafią podpowiadać działania najbardziej efektywne - i to na podstawie ogromnej ilości parametrów i zmiennych.
ERP zasilany jest informacjami, w związku z tym dane już są najważniejsze i stały się ropą gospodarki. W tym punkcie trzeba jasno powiedzieć, że muszą to być precyzyjne i wartościowe dane. System informatyczny, który jest "karmiony" nieprecyzyjnymi informacjami, po ich przetworzeniu nie wygeneruje właściwych wniosków.
Dobrym przykładem może być linia produkcyjna, gdzie wciąż dość częstą praktyką jest ręczne wprowadzanie danych do systemu informatycznego, co jest obarczone ryzykiem popełnienia ludzkiego błędu. Operator może przecież zapisać przybliżone lub nieprawidłowe wartości dotyczące czasu przezbrojeń czy awaryjności maszyny, co wpłynie np. na błędne oszacowanie kosztów i efektywności pracowników. Takich punktów, w których jest okazja do wygenerowania niewłaściwych informacji, w całym przedsiębiorstwie jest mnóstwo.
Trudno powiedzieć co nas czeka, jeżeli prześpimy digitalizację. Z pewnością mogę powiedzieć, co czekać może firmy. Najnowsza historia zna wiele przykładów firm, które przespały dobry moment na cyfrową transformację. Warto mieć świadomość, że przedsiębiorstwo, które chce utrzymać się na rynku, nie może jej unikać. Nokia, Kodak, Toys”R”Us były liderami w swoich branżach, dziś są najlepszymi przykładami cyfrowej porażki.
Jednak wolałbym nie być takim pesymistą. W Polsce są doskonale zinformatyzowane zakłady produkcyjne. Mało kto o tym wie, bo właściciele tych firm zamiast się kreować na innowatorów, po prostu wdrażają technologie i rozwijają się na zachodnich rynkach. To nie są jednostkowe przypadki.
Patrząc po tym jak firmy angażują się w proces digitalizacji, jestem dobrej myśli. Myślę, że pewnym hamulcem w dużej mierze mogą być złe doświadczenia. To one sprawiają, że firmy z rezerwą podchodzą do digitalizacji.
Maciej Krzyżanowski, prezes CloudFerro, firmy zajmującej się przetwarzaniem danych satelitarnych:
Nie ma jednej ścieżki, bo sposób użycia danych zależy od dziedziny i ich charakteru. My ze swojej strony możemy tylko namawiać do zatrudnienia do obsługi tych danych fachowców - zarówno od strony rozumienia danych i algorytmiki ich przetwarzania jak i od strony platformy sprzętowo-systemowej do obsłużenia wielkich wolumenów danych i szybkiego ich przetworzenia.
Polska ma świetnych informatyków i kreatywne firmy działające w branży IT. To powinno zostać wykorzystane.
Nie potrafię wypowiedzieć się nt. całej gospodarki, ale w naszej dziedzinie związanej z zastosowaniami kosmicznymi - kierunek jest jasny.
Polska powinna się skupić na przechowaniu i przetwarzaniu danych spływających z satelitarnych obserwacji Ziemi (Earth Observation – EO) i na związanych z tym usługach i platformach. Tak jak ciężko jest nam konkurować z wieloletnimi dostawcami w dziedzinie rakiet nośnych i integracji satelitów, tak możemy - i rzeczywiście konkurujemy - w technologiach przetwarzania danych spływających z orbity.
Tutaj nie musimy być podwykonawcami "wielkich", ale sami możemy być głównymi dostawcami i kreować najnowocześniejsze rozwiązania. Byłoby wspaniale, gdybyśmy się stali jednym z wiodących dostawców rozwiązań w sektorze obróbki danych EO - czyli tzw. sektorze downstream. Tu nikt nas nie wyprzedza, to raczej my możemy wyprzedzić innych.
Pokazałem, jak nasz kraj może stać się wiodącym dostawcą rozwiązań w sektorze downstream obserwacji satelitarnych. Zakładam, że jest więcej takich dziedzin w polach, z którymi jeszcze się nie zetknęliśmy. Jeśli takie pola zagospodarujemy, to dane będą w nich odgrywały wiodącą rolę.