Optimo Light zaczęło się od pomysłu na ograniczenie marnotrawienia prądu w biurowcach. Dziś start-up z Tychów wdraża projekty z dziedziny data miningu. Prezes firmy Michał Zaród przekonuje w rozmowie z WNP.PL, że lampy mogą mieć dużo szersze zastosowanie niż tylko dostarczanie światła.
Pierwsze kroki w poszukiwaniu klienta skierowałem oczywiście do Skanski. Przeprowadziła ona testy naszych opraw i stwierdziła, że rozwiązanie jej się podoba, ale zastrzegła, że skorzysta z niego, gdy przeżyjemy na rynku przez pięć lat.
To raczej nie zabrzmiało zachęcająco. Co więc pan zrobił, słysząc takie stanowisko?
- Nie miałem innego wyboru, jak poszukać inwestora. Uznałem, że najkorzystniejszym rozwiązaniem będzie zaangażowanie funduszu inwestycyjnego. W marcu rozpocząłem rozmowy z Innoventure, czyli funduszem inwestycyjnym Krakowskiego Parku Technologicznego. W grudniu 2017 roku mieliśmy już podpisaną umowę, dzięki czemu fundusz dofinansował nas kwotą 1,5 mln zł.
Choć z początku miałem pewne obawy odnośnie zwrócenia się o kapitał do funduszu inwestycyjnego, to dziś mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że był to strzał w dziesiątkę. Bo poza pieniędzmi fundusz udrożnił też nam dojścia do klientów. Nagle okazało się, że potencjalni klienci chcą z nami kooperować, czego efektem było choćby pozyskanie kontraktu na budowę budynku biurowego Złotych Tarasów w Warszawie. Pomogło nam bardzo to, że nasza oprawa jako jedyna spełniła normy amerykańskiej certyfikacji LEED.
Zobacz także: Uliczne latarnie zadbają o nasze zdrowie. A to nie wszystko, co potrafią
Potem doszedł kontrakt na warszawski obiekt Polpharmy, a teraz realizujemy razem z Budimeksem duży kontrakt na budowę centrum przesiadkowego w Katowicach, gdzie mamy do zabudowania 5,5 tys. metrów kwadratowych świecącego dachu.
Wasza współpraca z Budimeksem doczekała się już zresztą docenienia z zewnątrz?
- Tak, we wrześniu 2018 roku dostaliśmy razem na Nowy Przemysł Expo w Katowicach nagrodę Nowy Impuls za efektywny, inteligentny system oświetlenia budynków. Stanowiło to docenienie naszej współpracy, która wzięła się z programu akceleracyjnego dla innowacyjnych przedsięwzięć. Budimex był jednym z jego patronów i się nami zainteresował. Przetestował też szybko nasze rozwiązanie i okazało się, że pozwala ono ograniczyć zużycie energii nie o 50 proc., jak wcześniej szacowałem, ale aż o 72 proc.
Skąd taka różnica?
- Okazało się, że dzięki naszym oprawom eliminujemy również niepotrzebne zapalenie światła za dnia. Nieraz jest bowiem tak, że pracownik w biurze zapala światło nawet gdy na biurku ma te wymagane 500 luksów. W przypadku naszych opraw, gdy są takie warunki i pracownik naciśnie włącznik światła, to i tak się ono nie zapali. Eliminujemy więc błąd czynnika ludzkiego w jeszcze większym stopniu niż się spodziewaliśmy.
Realizujecie więc coraz więcej kontraktów na rynku, na którym operują też globalni producenci opraw oświetleniowych. Jak odnajdujecie się w otoczeniu tych dużych firm, będąc niewielkim start-upem z Tychów?
- Tak naprawdę to nie mamy żadnego bezpośredniego konkurenta, bo gdybyśmy go mieli, to nie uzyskalibyśmy patentu. Oczywiście na rynku samych opraw oświetleniowych jest duża konkurencja, ale my dodaliśmy do nich sensorykę, której nie mają inni.
Nasz fundusz inwestycyjny widzi wręcz szansę w sprzedaży sensoryki właśnie dla dużych producentów opraw, ale ja jestem pod tym względem na razie sceptyczny. Bo tak naprawdę stworzyliśmy nowy rynek i najpierw musimy osiągnąć na nim pewien pułap, okrzepnąć, a dopiero później starać się o sprzedaż swojego standardu.
Wyjątkiem jest jednak dostosowanie rozwiązania do panujących standardów komunikacyjnych takich jak standard DALI, KNX czy Silvar. Dział R&D pracuje już nad tym rozwiązaniem, mając świadomość businessu znacząco bardziej skalowalnego.
Jakie cele rozwojowe stawia pan przed firmą na najbliższy czas?
- Cały czas inwestujemy w badania i rozwój. W styczniu 2019 roku rozpoczęliśmy projekt z zakresu data miningu, czyli zbierania danych za pomocą opraw połączonych w sieć. Przykładowo w salonie samochodowym mogą one wykrywać obecność człowieka przy danym samochodzie.
ten sposób sprzedawca samochodów może śledzić zainteresowanie danym modelem oraz sprawdzać efektywność jego ekspozycji, a to wszystko bez konieczności podporządkowywania się rygorom RODO. Bo nie zbieramy personaliów osób oraz ich wizerunków, tylko stwierdzamy, czy ktoś pojawia się pod oprawą, czy nie. W tej sprawie rozmawiamy już zresztą z Mercedesem, który jest zainteresowany skorzystaniem z naszego rozwiązania.
Drugim istotnym zadaniem w obszarze R&D na ten rok jest komunikacja naszego systemu z systemami zarządzania budynkami (BMS). Skoro lampa wykrywa obecność ludzi, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby informowała o tym system zarządzania ogrzewaniem, klimatyzacją i wentylacją. Jeśli nikogo nie ma w danej części budynku, to można pozwolić sobie na ograniczenie ich działania, co przekłada się na dalsze oszczędności energii.
Pola do badań mamy zresztą znacznie więcej. Bo na zużycie energii do oświetlenia wpływają nie tylko oprawy, ale również rodzaj i kolorystyka mebli, wykładzin, powierzchni. Razem z Furniko, producentem mebli z Koszalina, realizujemy już projekt, który skupia się na tych zagadnieniach.
Natomiast ogólnym celem strategicznym firmy jest pozyskanie funduszu inwestycyjnego, który wniósłby znacząco większy kapitał i pozwolił nam ruszyć poza granice Polski. W Niemczech, Skandynawii czy Stanach Zjednoczonych popyt na efektywne energetycznie i proekologiczne rozwiązania jest znacznie większy i chcemy z tego skorzystać.
Rozumiem, że taka ekspansja wiązałaby się ze zwiększeniem zatrudnienia?
- Tak, oczywiście. Dzisiaj nie jest ono duże, bo na stałe zatrudniamy dziewięć osób. Do tego dochodzą jeszcze trzy osoby, które choć są zatrudnione w SKA Polska, to na podstawie umowy korporacyjnej wykonują dla nas dużo pracy z dziedziny R&D. Jeśli jednak wszystko pójdzie zgodnie z planem, to pracowników będziemy mieć coraz więcej.
Jak ocenia pan warunki dla takich firm jak Optimo Light, które panują w Polsce? Czy przejście od pomysłu do jego komercjalizacji jest trudne?
- Na pewno do osiągnięcia sukcesu jest potrzebny odpowiedni charakter. Trzeba być przygotowanym do mierzenia się, zwłaszcza na początku, z ogromną ilością problemów, umieć zacisnąć zęby i sobie z tym poradzić. Nie można się szybko zrażać.
To jest jedna sprawa, ale bardzo istotna jest też płaszczyzna ekonomiczno-polityczna. Tutaj niestety nie jest za dobrze. Przede wszystkim popełniamy błąd, obciążając państwowymi daninami już na wstępie projekty, które wymagają najpierw prac laboratoryjnych, czyli nie są w stanie od razu przynosić znaczących przychodów. To nie pomaga startować w Polsce z innowacyjnymi przedsięwzięciami.
Nie mam nic przeciwko podatkom i uważam, że są potrzebne, niemniej potencjalni twórcy innowacji nie powinni być od razu przez nie przygniatani. Bo nawet jeśli uda im się pozyskać dotacje, to dużą część kapitału i tak muszą na początku wyłożyć z własnej kieszeni i obciążenia fiskalne im w tym nie pomagają.
Co innego międzynarodowe korporacje, które stać na wielomilionowe inwestycje. Jeśli więc chcemy konkurować z zagranicą w dziedzinie innowacyjnej gospodarki, to powinniśmy poważnie przemyśleć odciążenie przedsiębiorców w fazie badawczej ich projektów.