- Wciąż nie mamy w Polsce dobrze wykształconych mechanizmów wsparcia firm rozpoczynających działalność - mówi Mariusz Babula, dyrektor ds. relacji inwestorskich w firmie Zortrax, która zadebiutuje na GPW.
• Firma zaczynała w 2013 roku od finansowania społecznościowego w serwisie Kickstarter – pozyskała tam 180 tys. dolarów.
• Dziś jest w przededniu debiutu na warszawskiej giełdzie. Będzie pierwszą firmą z branży druku 3D na głównym rynku GPW.
-----------
W ubiegłym roku dostaliście Nagrodę Gospodarczą Prezydenta RP w kategorii Start-up, dziś przymierzacie się do debiutu na głównym parkiecie GPW. Jakie możliwości pozyskania kapitału ma start-up w Polsce?
Mariusz Babula, dyrektor ds. relacji inwestorskich Zortrax: – To jest bardzo trudne w polskich warunkach. Wciąż nie mamy dobrze wykształconych mechanizmów wsparcia firm rozpoczynających działalność.
Bank nie pomoże?
– Finansowanie bankowe jest właściwie w takiej sytuacji wykluczone. Standardowo bank oczekuje 3-5-letniej historii, co w przypadku młodych spółek jest niemożliwe do przedstawienia.
Czytaj też: Prezes KGHM: Więcej firm powinno płacić 10 tys. zł miesięcznie
Z tych samych powodów ciężko jest o finansowanie obligacyjne. W większości przypadków zostają tak naprawdę fundusze venture capital i środki własne.
Wasza droga jest nieco bardziej oryginalna.
– Zgadza się. Zaczynaliśmy w 2013 roku od finansowania społecznościowego, byliśmy pierwszą polską firmą, której udało się z sukcesem zrealizować kampanię w serwisie Kickstarter. Pozyskaliśmy tam 180 tys. dolarów i to była pierwsza faza finansowania zewnętrznego.
Skąd pomysł, by akurat tam szukać wsparcia?
– Z uwagi na przeszkody, które wymieniłem wcześniej. W polskich warunkach fundusze venture capital zazwyczaj za stosunkowo niewielkie środki pieniężne oczekują dużego udziału w firmie. Jest to 40-50 proc., a najchętniej 51 proc., by przejąć kontrolę nad spółką.
Czytaj też: Znamy sto najlepszych start-upów
Jednocześnie taka droga znacznie ogranicza możliwości pozyskiwania kapitału na kolejnych etapach. W przypadku start-upów często jest tak, że pierwsza tura finansowania wystarcza jedynie na kilka-kilkanaście miesięcy działania.
Mieliśmy to szczęście, że przygotowaliśmy dobrą kampanię crowdfundingową, zaufali nam ludzie, którzy powierzyli swoje środki i to pozwoliło nam rozpocząć produkcję.
Ale 180 tys. dol. na rozwinięcie skrzydeł nie wystarcza.
– Tak, ale już to, że zaufali nam backerzy z kickstartera i byliśmy w stanie zacząć produkcję drukarek 3D, pozwoliło nam kilka miesięcy później przy wsparciu Domu Maklerskiego wejść na rynek obligacji i z sukcesem pozyskać kolejne finansowanie.
Jakie to były środki i co udało się osiągnąć?
W pierwszej fazie 1,2 mln zł, w kolejnej, po kilku miesiącach, około 6 mln zł. Celem było pełne wykorzystanie potencjału, rozwinięcie produkcji drukarek, opracowanie materiałów do druku.
W Polsce?
– Częściowo tak. Kluczowe elementy, czyli oprogramowanie i firmware, tworzymy w kraju, obudowy dostarczają nasi inżynierowie i partner z Chin. Tam mamy swoje maszyny, pracuje tam część naszego zespołu projektowego, która dba o jakość.