Komisja weryfikacyjna w czwartek badała sprawę Chmielnej 70, po siedmiu dniach ma wydać decyzję. Przed komisją stawili się b. urzędnik ratusza Krzysztof Śledziewski, beneficjenci decyzji zwrotowej i pełnomocnicy ratusza. Komisja ponownie nałożyła grzywnę na prezydent stolicy.
Świadek zaznaczył, że podczas pracy w urzędzie miasta mówił swoim zwierzchnikom o nieprawidłowościach związanych z reprywatyzacją. Zeznał, że przygotowanie decyzji o użytkowaniu wieczystym Chmielnej 70. polecił mu we wrześniu 2012 r. b. wicedyrektor BGN Jakub R., zaznaczył, że nie wiedział wtedy, że z końcem roku odchodzi on z BGN.
Śledziewski przyznał, że dzisiaj nie podpisałby się pod decyzją ws. zwrotu Chmielnej 70, ale w czasie wydawania decyzji uważał, że decyzja jest prawidłowa z uwagi - jak mówił "na fakt niewszczęcia postępowania przez Ministerstwo Finansów i stanowisko moich zwierzchników". "Jednakowoż teraz, na dzień dzisiejszy, miałbym o wiele bardziej poważne wątpliwości przy tym zasobie wiedzy, który mam dzisiaj" - dodał. "Mogę powiedzieć tylko jedno, w kontekście artykułu 107 kpa wydanie decyzji na Chmielną 70 było niezasadne. (...) Należało zaczekać, czy wymóc na Ministerstwie Finansów przeprowadzenie procedury indemnizacyjnej i wtedy wydać decyzję" - powiedział Śledziewski.
Świadek, pytany przez pełnomocników ratusza o pismo, z którego wynika, że za przekazywanie ABW informacji dot. reprywatyzacji nieruchomości w stolicy miał mieć skrócony staż pracy, wymagany na stanowisku specjalisty, a także przyznany 50 proc. dodatek specjalny stwierdził, że "skoro jest pismo to tak było". Pismo zostało podpisane przez prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz. Pełnomocnicy miasta tłumaczyli, że prezydent, mając świadomość, że jest nadzór Agencji nad postępowaniami, "że jest raportowanie co, do nieprawidłowości, czuła się spokojniejsza".
Beneficjent zwrotu Chmielnej mec. Grzegorz Majewski b. dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie powiedział, że na zakup praw i roszczeń do części nieruchomości przy Chmielnej 70 namówił go mec. Robert N. około kwietnia 2012 r. Dodał, że zainwestował 1,5 mln zł. Majewski powiedział, że traktował sprawę Chmielną 70 jako okazję do zarobku. Przyznał też, że od 2014 r. trwały rozmowy z firmami, zainteresowanymi inwestycją.
Majewski mówił, że Robert N. - który namówił go do inwestycji, a potem był jego pełnomocnikiem - powiedział mu, że z pewnej transakcji wycofuje mu się inwestor i spytał go, czy nie chce zainwestować. Jak mu tłumaczył, osoba, która zainwestowała i zapłaciła pieniądze spadkobiercom, musiała wycofać się z powodów finansowych.
Majewski podkreślił, że zapoznał się z wieloma dokumentami, z których wynikało jednoznacznie, że Jan Henryk Holger Martin był obywatelem Poslki. Podkreślił, że obywatelstwo Holgera Martina nie budziło jego wątpliwości, a zatem problem indemnizacji nie dotyczy tej sprawy.
Piecyk - kolejny beneficjent decyzji zwrotowej - powiedział, że ws. Chmielnej 70 czuje się oszukany przez urzędników ratusza albo ministerstwa finansów. Jak mówił, jeżeli decyzja zwrotowa była wadliwa, to nabywcy praw i roszczeń do Chmielnej chcą, aby urząd zwrócił im pieniądze za przyłączenie sąsiednich działek oraz 3-letnie płacenie za użytkowanie wieczyste. "Dziś jesteśmy zawieszeni (...) Nie mamy ani działki, ani pieniędzy" - stwierdził Piecyk.
Podkreślił, że roszczenia do Chmielnej 70 zostały zakupione za kilkanaście proc. wartości rynkowej nieruchomości, czyli - w jego ocenie - drogo. Jak mówił, w całej transakcji było ryzyko, ale głównie związane z tym, czy uda się do działki przyłączyć sąsiednie, tak aby stał się to teren inwestycyjny.
Piecyk mówił też, że resort finansów dwukrotnie odpisał mu, że przedwojenny właściciel Holger Martin nie dostał odszkodowania, nie starał się o nie, ani nie został objęty układem indemnizacyjnym. W czasie zeznań okazano mu dokument duńskiej rządowej kancelarii prawnej z lat 50. świadczący o tym, że Jan Henryk Holger Martin został spłacony. "Nigdy o tym nie wiedzieliśmy, a okazuje się, że taka wiedza leżała od 1953 roku w ministerstwie finansów" - stwierdził Piecyk.
Rodkiewicz poinformował, że obecnie stan Chmielnej 70 jest taki, że w księdze wieczystej są wpisani Marzena K., Grzegorz Majewski i Janusz Piecyk. Ale na skutek wniosku o wykreślenie ich z tej księgi - sprawa jest w toku. "Natomiast jeśli chodzi o faktyczne władanie nieruchomością, to robi to miasto" - powiedział Rodkiewicz.
Rodkiewicz odpowiadając na pytanie Pawła Lisieckiego (PiS) o audyt reprywatyzacji zapowiadany przez prezydent stolicy, powiedział, że dwa razy był rozpisywany przetarg, ale nie zgłosiły się żadne firmy. Dlatego, jak mówił, ratusz sam przeprowadza audyt, jak poinformował, do tej pory zaudytowano około 10 proc. podjętych decyzji dekretowych. Dodał, że "pewne wstępne konkluzje" z tego audytu powinny być znane w najbliższych dniach.
Przewodniczący komisji, wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki powiedział po zakończeniu rozprawy, że teraz jest siedem dni na złożenie ewentualnych wniosków przez strony. "Po siedmiu dniach komisja wyda decyzję" - poinformował.
Po wybuchu afery reprywatyzacyjne w sierpniu 2016 r. Gronkiewicz-Waltz uznała zwrot Chmielnej 70 za pochopny, za co odpowiedzialnością obarczyła trzech zwolnionych wtedy urzędników BGN; mówiła też, że wznowiono postępowanie ws. Chmielnej 70.
W czwartek Gronkiewicz-Waltz powiedziała, że ws. Chmielnej została wprowadzona w błąd, oszukana. "Poinformowano mnie, że zarówno dyrektor (Biura Gospodarki Nieruchomościami) jak i pracownik merytoryczny pan Krzysztof Śledziewski przygotowujący decyzję (ws zwrotu), nie ma wiedzy o spłacie nieruchomości. Mam na to zresztą świadków. Taką też informację na podstawie przygotowanych przez BGN dokumentów przedstawił mój zastępca Radzie Miasta" - powiedziała prezydent stolicy ma konferencji prasowej.
Prokuratorskie zarzuty od stycznia br. mają osoby zaangażowane w zwrot Chmielnej 70, m.in. b. wicedyrektor Biura Gospodarki Nieruchomościami Ratusza Jakub R. i znany "handlarz roszczeń" mec. Robert N. (obaj są w areszcie).
Marzena K. to b. urzędniczka resortu sprawiedliwości, która występowała z roszczeniami do nieruchomości na wiele milionów zł. Jest ona podejrzana o fałszywe oświadczenia majątkowe - miała zataić środki uzyskane w ramach przyznanych jej przez sądy wielomilionowych odszkodowań ws. kilku nieruchomości.
Zdaniem prokuratury w wyniku decyzji ws. Chmielnej 70, miasto straciło ponad 60 mln zł wpływów z użytkowania wieczystego.